wtorek, 20 października 2009

Ba.rdzo dużo zaległości


Cóż, ponieważ ta część mojego mózgu, która odpowiada za BiH:) powoli ulega przeciążeniu, więc szybko nadrabiam zaległości informując co następuje:
*
Nie wczoraj, jak początkowo planowano, ale za tydzień rozpocznie się proces Radovana Karadžicia; a tymczasem już za kilka dni opuszcza więzienie Biljana Plavšić. Jak wiadomo, 79-letnia była prezydent Republiki Serbskiej, odsiedziawszy w szwedzkim więzieniu 2\3 kary, została decyzją sądu w Hadze ułaskawiona. Sędzia Robinson był „przekonany, że zgodnie ze szwedzkim prawem (…) p. Plavšić należy się zgoda na przedterminowe opuszczenie więzienia”. Przekonania tego nie dzieli spora część opinii publicznej w Bośni (i nie tylko). Komentując ten fakt Željko Komšić stwierdził, że szanując decyzje prawomocnej instytucji, jednocześnie czuje się rozgoryczony: „…o decyzji haskiego sądu można powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, że jest sprawiedliwa”. Nie bawiły się w dyplomację „Majke Srebrenice i Žepe” oraz członkinie organizacji „Žene, žrtve rata” nazywając postępowanie sądu w Hadze „haniebnym”.
*
Plavšić, która w 2001 roku dobrowolnie oddała się w ręce haskiej prokuratury, po tym jak z ówczesną prokurator Carlą del Ponte zawarła ugodę - przyznanie się do winy za „zbrodnie przeciw ludzkości” popełnione na terenie BiH, oraz prześladowanie ludności nieserbskiej w zamian za odstąpienie od 7-miu pozostałych zarzutów, m.in. za ludobójstwo - dwa lata potem została skazana na 11 lat więzienia. Wyrok odsiadywała w Szwecji.
*
Haski sąd przedterminowo uwalniając B.P. powołał się na: „świadczenie Plavšić w sprawie M.Krajišnika, dobre sprawowanie (?!!!) oraz przyznanie się do winy”. W to ostatnie akurat nikt już nie wierzy, choćby dlatego, że swego czasu zdementowała je sama „fałszywa pokutnica” – jak określiła Plavšićkę Slavenka Drakulić w swoim tekście opublikowanym w portalu H-alter.org;
Chorwacka pisarka, która jak się zdaje, sama na moment dała się zwieść „wyznającej swe winy” przed sądem Biljanie (S.D. „Oni nie skrzywdziliby nawet muchy”), pisze teraz tak: „Wtedy wydawało się, że jest jedyną odważną, w przeciwieństwie do tych wszystkich „prawdziwych mężczyzn”, którzy pochowali się w mysie dziury i pouciekali po świecie; że ta kobieta, zdolna jest ponieść konsekwencje swoich politycznych decyzji”. Oświadczenie Plavšić, zostało przyjęte przez jej rodaków z wybitnym niezadowoleniem, co jeszcze bardziej uwiarygadniało fakt, że Plavšićka, jak twierdziła - przeszła duchową przemianę.” Biblia i wielki krzyż na szyi były wtedy nieodłącznymi atrybutami byłej prezydent. „Jednakże, jakby na potwierdzenie tezy, że kobiety we wszystkim co robią, muszą być przynajmniej dwa razy lepsze – względnie gorsze! – od mężczyzn (…) Plavšićka była najbardziej radykalnym politykiem [RS]”.
*
Tej wiosny Plavšić udzieliła wywiadu szwedzkiej prasie, w którym przyznała, że jej pokajanie się było li tylko zwykłą farsą, a winę wzięła na siebie z pobudek patriotycznych, by oszczędzić swojemu narodowi zarzutów zbiorowej odpowiedzialności za zbrodnie. Florence Hartmann wspomina w swojej książce, że kwestie zredagowania i przedstawienia tejże decyzji pozostawiła swojemu adwokatowi (…), co też uczynił w jej imieniu na konferencji prasowej; tym samym (i dzięki naiwności sędziów) Plavšić umknęła minimum 25-letniej karze więzienia, grożącej za ludobójstwo. Rok potem Plavšić – wbrew [ustnej] umowie zawartej z del Ponte – odmówiła świadczenia przeciw Miloševiciowi, a (za przeproszeniem) „zrobionej w balona” prokurator miała powiedzieć prosto w oczy: „Teraz, po ogłoszeniu 11-letniego wyroku mogę stwierdzić, że jestem niewinna”.
*
Sama Carla del Ponte w swojej autobiografii poświęca Plavšićce niecałe dwie strony wspominając m.in., że po tym jak w 2002r. Plavšić przyznała się do winy, przed ICTY pojawiła się „fantastyczna szansa”, bo B.P. jako bliska współpracowniczka R.K. i wielokrotna rozmówczyni Miloševicia mogła być kluczowym świadkiem oskarżenia w procesie tego ostatniego. „B.P. pierwszy raz skontaktowała się z nami pod koniec 2001r. Zadzwoniła z Belgradu i powiedziała, że wie o istnieniu gotowego aktu oskarżenia i gotowa jest poddać się dobrowolnie. Spotkałam się z nią niedługo po jej przyjeździe do Hagi. Siedziałyśmy w moim gabinecie i paliłyśmy papierosy. Pamiętam, że (…) sprezentowałam jej paczkę „Marlboro Goldsa” przypuszczając, że w holenderskim więzieniu ciężko dostać prawdziwe „Marlboro” i (…) mając nadzieję, że gest ten może opłaci mi się w przyszłości. Starała się rozmawiać ze mną jak kobieta z kobietą. Na sobie – niczym angielska dama - miała grubą, twidową spódnicę. Powiedziała mi, że jest doktorem biologii, a zaraz potem zaczęła mnie przekonywać o wyższości serbskiego narodu. Od bzdur, jakie przy tym wygadywała, robiło mi się niedobrze, więc szybko zakończyłam rozmowę. Szczerze życzyłam jej, by Trybunał skazał ją na dożywocie.”
Kilka miesięcy potem, jak wiadomo Plavšić „się pokajała”, a del Ponte przystała na ugodę. „Moim najpoważniejszym błędem – pisze pani prokurator – było to, że nie zażądałam od niej zobowiązania na piśmie, że będzie świadczyć przeciw pozostałym oskarżonym (…) [a] ona mnie oszukała. (…) Miałam wrażenie, że moje osobiste stosunki z Plavšić, mimo głupot jakie opowiadała (…) były serdeczne i że mogę jej wierzyć. Powtarzam – to był mój błąd. W chwili odczytywania wyroku wstała, a potem przeczytała oświadczenie pełne ogólnikowych mea culpa (…). Wstrząśnięta słuchałam jej wyznania, ze świadomością, że to w istocie zwykłe bajdurzenie. Prokuratura na końcu zażądała 25 lat węzienia.” (…) „O sobie mówiła jako o ofierze okoliczności – pisze C.dP. o kolejnym spotkaniu z B.P. - (…) przyznała, że poczuwa się do odpowiedzialności moralnej, ale odmawiała wzięcia na siebie odpowiedzialności prawnej. „Jeśli naprawdę uważa się pani za niewinną – stwierdziła del Ponte – to znaczy, że pani adwokat źle zrobił radząc pani, by przyznała się pani do winy.” Del Ponte zaznacza wyraźnie, że usłyszawszy te „sensacje” od razu postanowiła przekonać sąd, że przeciw Plavšić należy wnieść nowy akt oskarżenia. „I wciąż czekam na odpowiedź” – kończy del Ponte w swej książce wątek byłej prezydent RS.
*
Co czeka teraz ze straszną\starszą panią? Na razie powitanie w RS i kwiaty od Dodika. Potem zapewne spokojna starość gdzieś w Serbii lub RS. Pewnie, konsekwentnie, nie będzie chciała zeznawać w procesie byłego zwierzchnika Radovana K., z którym jej stosunki nie zawsze układały się idealnie; Karadžić m.in. wykluczył ją z partii, po tym jak Plavšić (spotkawszy się w Banja Luce z M.Albrihgt) miała przekonywać go do pomysłu „wspólnoty międzynarodowej” – zamiany Bośni na „daleką emigrację” jako alternatywy chroniącej go przed ICTY. Karadžić nie zamierzał opuszczać Bośni, bał się ponoć zostawić Plavšić samą, która według niego, zbyt łatwo ulegała rozkazom Amerykanów” (F.Hartmann, Mir i kazna).

„Sarajewska profesor biologii – pisze Drakulić - studentka zagrzebskiego uniwersytetu, amerykańska stypendystka, mieszkająca w NY, Londynie i Pradze (…) oczytana i wykształcona, znająca języki obce (…) otóż–ta dama (…) miała w zwyczaju twierdzić, że zabijanie Muzułmanów jest „czymś naturalnym”.
Plavšić, o czym pisze w swej książce F. Hartmann, skarżyła się, że w więzieniu siedzi razem „z kryminalistkami, prostytutkami i narkomankami”, oraz że żadna z jej współwięźniarek nie przeczytała w życiu jednej książki, a traktowane są identycznie.
„Który to już raz okazało się, że wykształcenie nie jest żadną gwarancją moralnego zachowania. W końcu i Karadžić jest oczytany i wykształcony, a do tego – poeta, dokładnie tak, jak Edward Limonow, który ze wzgórz strzelał na Sarajewo” – podsumowuje gorzko Drakulić.
*
Kończąc warto wspomnieć o jeszcze jednym gorzkim wyroku. Otóż mniej więcej w tym samym czasie, kiedy sąd w Szwecji zwalniał Biljanę Plavšić, sąd w Hadze skazywał… Florence Hartmann. Ta tak niezwykle zajęta instytucja (tak zajęta, że z braku czasu na solidne procesy, z list zarzutów wobec oskarżonych, w tym Miloševicia i Karadžicia, poznikało „parę” punktów) wyjątkowo szybko ukarała byłą dziennikarkę i rzeczniczkę Carli del Ponte, za to, że we wspomnianej tu książce, dopuściła się ujawnienia spraw okrytych klauzulą tajności(?!). Hartmann nie pozostaje nic innego jak napisać kolejną (naprawdę sensacyjną:) i dobrze zarobić, bo orzeczona kara wynosi 7.000Eu!
*
Źródła: e-novine, sarajevo-x.com,
F.Hartmann „Mir i kazna”, Profil, 2007;
Carla del Ponte, Ch.Sudetić „Carla del Ponte - pani prokurator”, Profil, 2008

2 komentarze:

Tymek pisze...

To na prawde niezrozumiałe co robią Europejskie Sądy. Strach pomyśleć co będzie za kilka lat...

Świetne info - dzieki bardzo za świeżynki z krainy Beharu :)

beharliblog pisze...

Miejmy nadzije,będzie tylko lepiej..:)
Będziemy trzymać rękę na pulsie:)
Pozdrav od BeHara:)