środa, 17 lutego 2010

Tako rzecze Stipe Mesić, czyli Prezydent wszystkich Chorwatów? c.d.

„Jakoś tak się składa, że nowo wybrani hr. prezydenci więcej mają do powiedzenia o „starych Chorwatach za granicą” jeszcze jako kandydaci niż potem…”, ale i ci, co prezydencki, za przeproszeniem, stolec opuszczają nagle mają dużo na ten temat do powiedzenia.
Mam oczywiście na myśli prez. Stjepana Mesicia, który przez ostatnie tygodnie żegnał się ze stanowiskiem co, jak przyznał, przychodzi mu z ciężkim sercem. Wierzymy, bo ostatnio gdzie nie klikniesz, tam Mesić:). Po przeczytaniu paru z nim rozmów, mam wrażenie, że prez. Mesić żegna nie tylko swoich chorwackich „poddanych”, ale – jako ostatni przewodniczący prezydium ś.p. SFRJ – całą tę …tfu! Jugosławię :)
Nie będę się bardzo wyzłośliwiać na prez.Mesiciu, choćby dlatego, że jego wysiłki w kwestii powrotu do Chorwacji serbskich uchodźców uważam za szczere.
*
Tymczasem wróćmy do BiH i tego, co na jej temat miał ostatnio do powiedzenia były chorwacki prezydent. A miał ci on, miał – przede wszystkim niezłego szumu narobił jego niedawny komentarz do (który to już raz?) zapowiedzi Milorada Dodika rozpisania referendum o odłączeniu RS od BiH. Mesić, na którego Mile działa wyraźnie jak płachta na byka stwierdził, że w razie spełnienia owych (przesławnych już) obietnic „przeciąłby korytarz posawski przy pomocy akcji zbrojnej”.
Grubo się Stipe tłumaczył i wyjaśniał dziennikarzom, że to jego osobiste stanowisko, wyrażone w „luźnej” rozmowie, a nie stanowisko władz Chorwacji. Tymczasem większość komentatorów, jak się okazało, nie ma poczucia humoru i zrozumiała ową „luźną” rozmowę, jako swojego rodzaju wypowiedzenie wojny, złośliwie przy tym dodając, że Mesiciowi nie zostało na nią już wiele czasu.
„A czym jest to referendum, jak nie realizacją Wielkiej Serbii Miloševicia?” – pyta retorycznie ex-prezydent dodając, że Dodik, choć nie jest jedynym, to jednak najbardziej destabilizującym Bośnię politykiem. („Novosti”, M.Čulić, R.Dragojević)

Podobnie jak większości tzw.obserwatorów, tak i Mesiciovi nie podoba się bośniacko-hercegowiński „porządek” oparty na układzie z Dayton. Zresztą każdemu, kto czytał „Aneks nr 4” nietrudno zgodzić się z faktem, że tzw.Dayton doprowadził do zatrzymania działań wojennych, pomógł zwaśnionym stronom zakopać topór wojenny, ale nie wprowadził żadnych mechanizmów, aby BiH mogła funkcjonować jak normalny kraj (cokolwiek to znaczy:). „Wszyscy wiedzą, że Dayton nie funkcjonuje, ale uparcie trzymają się go, jakby jutro miała wybuchnąć wojna, a to nierealne.” – twierdzi Stipe (po 10 latach prezydentury – przypomnijmy).
„W jednym entitecie gnieżdżą się Chorwaci i Boszniacy – mówi S.M. – a w drugim reżim, który myśli, że kiedy wspólnota międzynarodowa się zmęczy, [RS] zyska możliwość (…) odłączenia się od BiH i przyłączenia do Serbii”.
I tu szczerze watpię – do Serbii się nie przyłączy, bo Serbia (już oficjalnie kandydat do UE) nie potrzebuje garbu w postaci RS, tak jak przez 10 lat Mesicivi nie wpadło do głowy przyłączenie do Chorwacji zachodniej Hercegowiny.
Pomysł z trzecim entitetem też nie wydaje się Mesiciovi szczególnie szczęśliwy, bo jak sądzi, to rozwiązanie tylko dla 1\3 bh.Chorwatów. Zdecydowanie też opowiada się za planowanymi zmianami w chorwackim prawie wyborczym, mającym ograniczyć bh.Chorwatom głosowanie w chorwackich wyborach prezydenckich i parlamentarnych RH.
No tak, o głosy w Hercegowinie Mesić już pewnie nie zawalczy:), aczkolwiek podoba mi się krytycyzm w stosunku do rodaków z BiH, kiedy „rozprawia się” z ich przed\wojenną przeszłością i nie przyznaje racji tym chorwackim nacjonalistom, którzy płaczą nad losem Chorwatów w Sarajewie zapominając, że przed 1992r. gros ministrów (w tym bh. min.obrony) w BiH, wielu profesorów na Uniwersytecie, dyrektorów dużych firm było Chorwatami. Ich zdecydowanym błędem było słuchanie podszeptów z Zagrzebia oraz lokalnych wichrzycieli pokroju Mate Bobana twierdzących, iż każdy Chorwat, który nie opuści Sarajewa jest zdrajcą chorwackiego narodu.
Ogólnie rzecz biorąc prez. Mesić jako, jak się to mówi - świadek historii, w tym np. rozmów Miloševcia z Tudjmanem, jest kopalnią wiedzy o burzliwym okresie rozpadu Jugosławii, a i na komunikatywności mu ponoć nie zbywa..:)
W cytowanym tu już wywiadzie stwierdza m.in., że Tudjman z Miloševiciem zgadzali się we wszytkim. „To był braterski związek, bez jednej plamki”.
W 1997r. w wywiadzie udzielonym M.Delalić i S.Šačić mówił: ”Milošević planował wojnę, wliczył w to i genocid i przesiedlenia. Tudjman był pod wrażeniem Miloševicia. W Karadjordjevie kalkulował, że skoro już planuje się likwidację BiH, byłoby dobrze, by i Chorwacja zabrała cząstkę [bh.] terytorium i stworzyła Wielką Chorwację. Pokazał tym, że nie był żadnym wielkim wizjonerem, ale wielkim naiwniakiem.”
Dzisiaj Mesić przypomina też, że Milošević początkowo pragnął dla siebie i większej części Chorwacji, ale kiedy okazało się, że nic z tego nie będzie, zaczął pertraktacje z Tudjmanem. Ani jeden ani drugi nie burzyli się, gdy Serbowie z Krajiny opuszczali Chorwację, bo Miloševiciovi ta masa była niezbędna do zasiedlenia Kosowa. Ci jednak, wcale się tam nie wybierali… „Oni [chorwaccy Serbowie] być może są największymi ofiarami tej wojny” – twierdzi Mesić. Nie ma tu oczywiście na myśli liczby zabitych. „Chodzi o to, że jak jedno ciało opuścili [Chorwację] razem z wojskiem i zostawili wszystko, co mieli”.
*

Z okazji dzisiejszego Światowego Dnia Kota, o komentarz poprosiliśmy naszego zagrzebskiego korespondenta: "Nie ze mną żadne kici, kici..." zdaje się mówić to spojrzenie...:)
*
Ze wszystkich jednak myśli, wspomnień i refleksji ex-prezydenta Chorwacji najbardziej utkwiło mi przesłanie, które skierował S.M. do bośniacko-hercegowińskich Chorwatów i Serbów radząc im, by i jedni i drudzy swoją politykę kreowali w BiH, albowiem „Serbowie z BiH są obywatelami BiH, a ich stolicą jest Sarajevo”, tak jak „Chorwaci z BiH są obywatelami BiH, i ich stolicą jest Sarajevo”. (Dodał przy tym, iż zdaje sobie sprawę, że wśród chorwackich polityków są i tacy, którym odpowiadają plany Dodika, bo tym samym w podobny sposób mogliby ogłosić powstanie trzeciego entitetu. Muszą jednak pamiętać, że „(…) są konstytucyjnym bh. narodem a nie mniejszością narodową w BiH, ani diasporą i nie opuścili Chorwacji, by się osiedlić w BiH”).
Odebrałam te słowa z mieszanymi uczuciami, po pierwsze dlatego, że „przesłanie” Mesicia jest w pewnym sensie aroganckie. Nie można najpierw (przepraszam za kolokwializm) ludziom mieszać w głowach, a potem pokazywać im gdzie ich miejsce.
Okazuje się, że moją intuicję potwierdził mój ulubiony ostatnio bloger – Haris Pašović (http://www.harispasovic.blogger.ba/). I jego dotknęły prezydenckie słowa, ale nie żeby się obraził:), wręcz przeciwnie, ze spokojem szachisty analizuje sprawę następująco: „Nie zauważyłem, by Mesić poświęcił czas na rozmowę z obywatelami serbskiej narodowości w BiH, żeby się dowiedzieć, co oni myślą. (…) Prezydent Tadić oświadcza, że w żywotnym interesie Serbii jest BiH jako jedno państwo, w tym samym czasie Dodik twierdzi, że [jedność] BiH jest nie do utrzymania, a razem siedzą (…) na meczu Francja-Serbia; [do tego] Dodik twierdzi, że jego stolicą jest Belgrad. (…) Obydwaj prezydenci takimi wystąpieniami wyrażają swój bardzo niski pogląd o naszej inteligencji, (…) jesteśmy dla nich politycznymi neandertalczykami i tępymi obywatelami jakiegoś tępego kraju”. Ale przede wszytkim pan Pašović (zasłużony dla bh.teatru reżyser) zastanawia się, czy sami bh.obywatele nie doprowadzili do tego, że są postrzegani tak a nie inaczej? Bo „(…)w jaki to niby sposób Sarajevo okazuje mieszkańcom pozostałych miast, że jest [także] ich stolicą. (…) „Może niektórzy Boszniacy oczekują, że Serbowie z RS przyjadą do Sarajewa i powiedzą „Drodzy Boszniacy, uprzejmie was prosimy uwględnijcie naszą najgłębszą potrzebę, by Sarajevo było i naszą stolicą. Z miłością. Wasi Serbowie”.
Może powinni zrobić to 27-latkowie z Banja Luki, którzy nigdy nie byli w Sarajewie (sic!). A co dla Sarajewa znaczy Banja Luka? – pyta dalej H.P. Dla tych wszytkich, którzy ledwie pamiętają wojnę. Kiedy chorwaccy i boszniaccy przedstawiciele prezydium ostatni raz rozmawiali z Serbami? Czy istnieje jakiś program, który sprawi, że młodzi ludzie z obu entitetów zaczną się poznawać?
Oczywiście, możliwość taka istnieje na planie kultury, sportu, estrady, ekonomii; choć „Śnieg” A.Begić, i „Grbavica” J.Žbanić nie były pokazywane w RS (a były w Belgradzie).
Najważniejsze kontakty – konkluduje H.P. - dokonują się na poziomie indywidualnym, „więc kiedy już wydamy walkę mediom i rządom, może nie będziemy musieli wysłuchiwać kazań z sąsiednich państw, (…) stworzymy wspólne państwo i wspólne Sarajevo i wspólną Banja Lukę. (…) Nie mamy nic do stracenia. (…) Prezydencie Mesić – Pana państwo to Republika Chorwacji, a Pana stolicą jest Zagrzeb. Prezydencie Tadić, Pana państwo to Republika Serbii, a Pana stolicą jest Belgrad”.
*
Święte słowa:). I kiedy już obywatele BiH przystąpią radośnie do twórczej pracy nad wspólnym państwem, może ukoronowaniem ich wysiłków będzie wspólny prezydent? Prezydent wszystkich Bośniaków!:)
I zostanie nim Željko Komšić…?:)
Jak na razie „Komša” powrócił do pisania swego prezydenckiego bloga (http://www.zeljkokomsic.blogger.ba/)
W pierwszych słowach po długim milczeniu postanowił rozliczyć się przed narodem\ami ze swego stanu posiadania, tak więc w skrócie dla tych co lubią cyferki (lu-cyferki:) szybkie spojrzenie w głąb prezydenckiego portfela:
- ostatnia wypłata po odliczeniu spłaty kredytów - 3501 KM
- liczba kredytów - 5
- zadłużenie bankowe ogółem 74 tys.euro
- oszczędności - 950eu (dla 4-letniej córeczki Lany)
- mieszkanie – jedno, 72mkw
- samochód – brak :)
- żona Sabina (Muzułmanka – dodajmy), nie pracuje zawodowo, prowadzi dom;
Ze „sprawozdania” dowiadujemy się również, iż podczas studiów Ž.K. pracował fizycznie, był też nocnym stróżem, zrobił dyplom prawniczy, a za pierwsze pieniądze zarobione po wojnie kupił parę dżinsów.
Od kilu lat Komšić jest „chorwacką częścią składową” 3-osobowego Prezydium BiH.
Największy sukces? Może wtedy, kiedy bh. Chorwaci zgodnie zaśpiewają „Nie przenoście nam stolicy do Zagrzebia”. :)

wtorek, 16 lutego 2010

Prezydent wszystkich Chorwatów?

Minęło dobrych kilka tygodni od wyborów prezydenckich w Chorwacji. Te jak wiadomo wygrał kandydat najbardziej muzykalny - Ivo Josipović. Znajoma z Zagrzebia twierdzi, że nowy prezydent „nit’ smrdi nit’ miriše” – tłumacząc z naszego na nasz - „ni mjaso ni ryba”. Ogólnie rzecz biorąc - Chorwaci zagłosowali bardziej przeciw kontrkandydatowi Josipovicia niż za nim samym, a biorąc pod uwagę „klasę” niejakiego Milana Bandicia, za ten a nie inny wybór należy im się „velika hvala”.
Jak ogólnie wiadomo jakiekolwiek wybory w Chorwacji od lat z okładem piętnastu nie są sprawą wyłącznie „pięknej naszej” Republiki Chorwacji, ale sprawą wszechchorwacką, a więc i hercegowińską, posawińską itd… w rezultacie sprawą bośniacko-hercegowińską. Tak więc prez. Josipović interesuje nas głównie o tyle, o ile ów zagrzebski „smrad”(smród) względnie „miris”(zapach) dosięgnie terytorium sąsiedniej BiH.
Jakoś tak się składa, że nowo wybrani hr. prezydenci więcej mają do powiedzenia o „starych Chorwatach za granicą” jeszcze jako kandydaci niż potem, dlatego ostatnie aktualne wypowiedzi Ivo Josipovicia o BiH pochodzą z czasów jego niedawnej przedwyborczej wizyty w Bośni i Hercegowinie, podczas której stwierdził m.in. że w interesie RH jest, by bh. Chorwaci pozostali w BiH jako jej konstytutywny i równoprawny naród, na czym, przy jednoczesnym poszanowaniu suwerenności BiH, powinna zasadzać się polityka Chorwacji w BiH.
W odróżnieniu od swoich poprzedników – czyli wszelkiej maści kandydatów zabiegających o głosy hercegowińskich Kroatów, Josipović postanowił wspaniałomyślnie nie zaśmiecać pięknej bośniacko-hercegowińskiej przyrody plakatami, bilbordami i innymi spotami i postawił na oryginalność czyli rozmowy z każdym, zarówno w Mostarze jak i w Sarajewie, „mającym wpływ na to, za czym się opowiada”. Nie zapomniał, oj nie, przypomnieć bh. wyborcom, że „liczy na wszystkich mających obywatelstwo i prawo głosu”. (josipovic.net)
„Dopóki Chorwaci w BiH mają konstytucyjne [wg konstytucji RH oczywiście] prawo głosu, nikt nie śmie im go odbierać” – dodał obecny prezydent, czego nie omieszkał zauważyć portal hercegovina.info przypominjąc, a raczej wypominając Josipoviciovi drastyczne odejście od dotychczasowej polityki jego partii (SDP), dla której do tej pory prawo głosu bh. Chorwatów było kwestią dyskusyjną. Co gorsza, Josipović wyraził (ponoć) swoje poparcie dla pomysłu rewizji układu z Dayton i utworzenia trzeciego - chorwackiego entitetu w BiH. Dayton odegrał swą rolę ustanawiając pokój w BiH – twierdzą partyjni koledzy prezydenta, ale oczywiste jest, że BiH nie funkcjonuje dobrze, jednak wszelkie zmiany należy wprowadzać za porozumieniem trzech stron.
To się nazywa dyplomacja:) – tym bardziej, że planowane zmiany w chorwackim prawie wyborczym dla bh. Chorwatów nie niosą nic dobrego. Być może niedługo Chorwaci o podwójnym obywatelstwie będą zmuszeni zdecydować się na konkretny adres, bowiem przywilej głosowania w wyborach będzie przysługiwać tylko tym, którzy mieszkają w miejscu zameldowania, w przeciwnym razie policja będzie miała prawo skreślić takie osoby z list wyborców.
Przy okazji uspakaja się, iż niezadowolenia Chorwatów z RH, nie wywołuje prawo głosu Chorwatów z BiH jako takie, ale wszelkie oszustwa i zdarzające się wielokrotnie w przeszłości tzw.nieprawidłowości:), które zwykle są przyczyną animozji między Chorwatami [?!]. Tylko „bądźmy szczerzy – po raz wtóry błysnął odkrywczo portal hercegovina.info - owe nieprawidłowości kreuje się w Zagrzebiu, nie w Mostarze”.
Z autopsji wiem również, że być może „niezadowolenia Chorwatów z RH nie wywołuje prawo głosu Chorwatów z BiH jako takie”, ale już sama obecność Chorwatów z BiH w Chorwacji jako taka i owszem…

Ale wracając do wyborów – Hercegowińczycy pana Josipovicia mają w głębokim poważaniu i na stanowisku prezydenta wszystkich (?) Chorwatów najchętniej widzieliby swojego „ziomala” rodem ze wsi Pogana Vlaka - Milana Bandicia. Wysiłkom wszelkim i poparciu Josipovicia dla trzeciego entitetu wbrew bh. Chorwaci prawie „jak jeden mąż” zagłosowali na dotychczasowego burmistrza Zagrzebia oraz fana chorwackiego piosenkarza-ustaszy Marka Perkovicia Thompsona, choć nawet ta niezwykła zgodność „krewnych i znajomych” nie uchroniła go przed wyborczą klęską:), a i „jeden mąż” okazał się niereformowalny (o czym niżej…).
Chorwaci z Mostaru, Neum, Ljubuški, Čapliny i okolic nie ukrywają swego sentymentu do Zagrzebia i innych metropolii „swojej domoviny”, a na wspomnienie, że mają przecież przedstawiciela narodowego w Prezydium BiH, robią dziwne miny… (wiem, bo znam te miny:)…
Ten ogólnie znany fakt potwierdza błyskotliwy (jak zawsze, ech:) Boris Dežulović, w swoim felietonie „Kto głosował na Ivo Josipovicia?” („Nezavisne novine”), komentując wyniki głosowania w drogiej nam Hercegowinie. Rekord popularności Bandicia padł w maleńkiej gminie Ravno, znanej głównie z tego, że jako pierwsze ucierpiało pod atakiem JNA, jeszcze na pół roku przed hmm… oficjalnym rozpoczęciem wojny w BiH. Licząca sobie 1770 mieszkańców gmina od tego roku sławna będzie i z tego, iż w drugiej turze wyborów spośród 363 wyborców 99,72% zagłosowało na Bandicia, co oznacza, że Ivo Josipović otrzymał głosów 1 (słownie: jeden).
„To największe zwycięstwo w historii europejskiej demokracji, szansa że jakiś socjaldemokrata zdobędzie głos w Ravnem były mniejsze, niż gdyby ktoś oddał głos na irańskiego reformistę Mousaviego w (…) rodzinnym mieście M.Ahmadinedżada” – komentuje autor, i dalej: „Ta pozostała w Ravnem garstka dzieci otrzymała za zadanie, by nocą trzymać straż i patrzeć, czy ktoś (…) nie opuszcza wioski, mężczyźni natomiast (…) zrezygnowanie machają ręką i twierdzą, że trzeba tylko poczekać, komu mafia zapuka do drzwi”:)
*
Obserwuję z bliska i z daleka całe to chorwacko-chorwackie zamieszanie od lat zawsze mając wrażenie, że to jakiś zaklęty krąg. Bośniacko-hercegowińscy Chorwaci są zakładnikami zarówno fałszywej i fatalnej polityki prowadzonej w stosunku do nich od czasów doktora Tudjmana, bieżącej sytuacji w BiH, jak i nieustannego poczucia własnej krzywdy, anachronicznego sposobu myślenia i ślepej wiary w „matkę Chorwację”.
Ciężko uwierzyć, że kiedyś (czyt. za Jugi) nawet dubrowniczanki jeździły na zakupy do Mostaru; dzisiaj bh. Chorwaci jadą jak muszą (np. karetką na sygnale), a Chorwatki z Neum wolą rodzić dzieci w Dubrowniku (choć odległość do Mostaru jest ta sama – 70km).
Tymczasem, pukając coraz głośniej do bram UE Chorwaci z Chorwacji coraz wyraźniej wyzwalają się z „uścisku” braci Hercegowińczyków. „Co oni mają w głowach? (…) 15 lat po wojnie, 10 po śmierci Tudjmana są jak jakaś nachalna kobieta, która nie rozumie, że wszystko skończone, i tylko ciągle męczy i dzwoni”, Chorwatom ze stolicą w Zagrzebiu:) wyraźnie działa na nerwy fakt, „iż Hercegowińczycy mieszają się do ich życia i głosują w ich wyborach” – ocenia sytuację publicysta „Jutarnjego listu” Ante Tomić, twierdząc, iż zagrzebscy politycy muszą wreszcie przestać obiecywać Chorwatom z Hercegoviny, że ci są częścią BiH tylko na chwilę.
[Cytuje także swego mostarskiego przyjaciela, który rzecz komentuje dosadnie: „Byłoby lepiej gdybyśmy się podłączyli do kanalizacji, nie do Chorwacji, przynajmniej jako gówna dotarlibyśmy do morza”:)]
*
Co powiedziałaby Neretwa, gdyby mogła mówić? - "Czuję sie wpuszczona w kanał"?:)
*
Z kolei gniew Chorwatów ze stolicą w… Mostarze:), wywołali rodacy z Chorwacji „wybierając nie tego co trzeba kandydata”, tym samym zdradzając ich po raz drugi.
To poczucie krzywdy nie do końca jest bezpodstawne, bo przecież dopóki bracia Hercegovci potrzebni byli „na froncie”, lub potem jako „martwe dusze” na listach wyborczych, nikt nie miał im niczego za złe…
„Nie jesteśmy tu bez grzechu – pisze Tomić – (…) Tudjman nie został wybrany w Ljubuški, (…) zło które ich dotknęło przyszło z Zagrzebia (…)”. „To nie antywojenne demonstracje w Zagrzebiu zatrzymały wojnę z Boszniakami”.
Masakra w Ahmići, obóz w Dretelj i zburzenie Starego Mostu sprawiło, że Chorwaci nie tylko stracili twarz, ale zaprzepaścili spokojne życie Chorwatów w Sarajewie, Zenicy i innych miejscach BiH. Kiedy więc przepadło wszystko, co obiecywał Hercegowinie Tudjman, bh. Chorwaci poczuli się oszukani i wykorzystani.
„Właściwie trudno osądzać ich za to, że czekają na spełnienie danych kiedyś obietnic. (…) [choć] miliardy przeznaczone na emerytury dla (…) generałów, zepsutych urzędników wydających paszporty serbskiej mafii (…) można było przeznaczyć na przedszkola i szpitale”.
*
Pointa? HR jak Hercegovina:)

Tymczasem, po przerwie na reklamę, dobrosąsiedzki wątek w życiu BiH-u snuć będziemy…:)
*
Neum. Czy to jeszcze BiH, czy już Chorwacja? Czy też odwrotnie...?