środa, 21 października 2009

"Čudna jada od Mostara grada” c.d.


Naprawdę nie sądziłam, że w końcu przyjdzie mi o tym pisać. Zawsze czytając wiadomości na ten temat miałam nadzieję, że jutro to już na pewno i… Mostar będzie miał swojego burmistrza (a temat na newsa zniknie).
Niestety, moje ukochane bh miasto od ponad roku pozostaje bez „wodza”:). Dokładnie 05.10 stuknęło 365 dni od zakończenia lokalnych wyborów, których następstwem zazwyczaj jest wybór nowego lub pozostawienie na stanowisku starego burmistrza; nie w pięknym šeher Mostarze jednak takie ekstrawagancje…:)

Normalnie państwa\miasta zwykły podsumowywać pracę władz państwowych\miejskich 100 dni od zakończenia wyborów, ale Mostar jest przecież miejscem wyjątkowym i nowym zwyczajem dobrych kilka tygodni temu obchodził okrągłą rocznicę - 300 dni bez burmistrza:).
Z tej okazji (w portalu sarajevo-x.com) ukazał się tekst znanej mostarskiej dziennikarki Ameli Rebac, która przypomina, że „tym samym Mostar poprawił swój dotychczasowy rekord w pobijaniu niesławnych rekordów, z których najbardziej znane to: miasto z największą ilością dublujących się urzędów na świecie, miasto z polityką apartheidu w szkołach i jedyne [bh] miasto bez jednej nawet, z sukcesem przeprowadzonej po wojnie prywatyzacji”.

Mając na głowie tyle problemów radni miejscy (= członkowie poszczególnych partii), nie są w stanie, nie chcą, nie potrafią – jak zwał tak zwał, dogadać się co do większości w Radzie Miejskiej i wybrać „szefa” sobie i swojemu miastu, które od początku tej patowej sytuacji mierzy się po kolei ze: strajkami strażaków, strajkami urzędników miejskich, blokadami miasta li tylko zapowiadanymi oraz rzeczywistymi, brakiem budżetu – co za tym idzie wstrzymaniem wypłat w sektorze państwowym; przestało istnieć kilka instytucji kulturalnych, publicznych jadłodajni, centrum pomocy dla dzieci specjalnej troski… słowem przez ostatni rok w Mostarze normalnie (cokolwiek to znaczy w bh warunkach) nie pracowało ani przedszkole ani teatr.

Winien tej sytuacji jest m.in. specjalny Statut Mostaru, narzucony przez OHR; na mocy tegoż do wyboru burmistrza (nie ma głosowania w bezpośrednich wyborach powszechnych!) wymagane jest 2\3 głosów w pierwszej i drugiej turze, względnie ponad połowa w trzeciej. Do tego Burmistrz i Przewodniczący Rady Miejskiej powinni co 2-4 lata zmieniać się na stanowisku wg klucza narodowościowego, co w obecnej sytuacji jest niemożliwe, bo obie funkcje sprawują Chorwaci, (a jak wieść gminna niesie komunikacja mocno szwankuje ponoć nawet pomiędzy samymi siedzącymi w radzie Chorwatami).
„Jedynie w Mostarze burmistrz jest funkcją polityczną, a nie menadżerską – pisze Rebac – Mnie, jako zatwardziałej demokratki nie interesuje z jakiej burmistrz jest partii politycznej, dopóki w mieście wszystko funkcjonuje bez zarzutu…(…).”

Po długim oczekiwaniu na stanowisko OHR-u, wreszcie z końcem września wypowiedział się wysoki przedstawiciel Valentin Inzko:„Jako wysoki przedstawiciel (…) życzyłbym sobie, by rozwiązanie [sytuacji] zostało znalezione w Mostarze, a nie gdzieś w Sarajewie (…); być może dam politykom jeszcze trochę czasu, ale po 5 października nacisk [na nich] też będzie trochę większy, bo sytuacja, kiedy kolejny rok zaczyna się [bez burmistrza] to naprawdę zły sygnał”.


Nie ukrywano, że nadzieje co do osoby Inzka były większe – spodziewano się, że OHR wykorzystując „uprawnienia bońskie” po prostu narzuci miastu konkretną osobę. Tak się jednak nie stało, a sam Inzko opowiedział się jedynie za uproszczeniem procedury wyborczej burmistrza; wspomniał przy okazji, że „nie lubi korzystać w uprawnień bońskich”; zrobił to raz - narzucając miastu budżet – bajka się jednak skończyła, dokładnie o północy 30 września prysła bańka z kasą i skończył się okres tymczasowego finansowania miasta.
Kolejnym krokiem (raczej – kroczkiem) Inzka była zapowiedź wyraźnej reakcji z jego strony (strach się bać:) jeśli po 5.10 sytuacja nadal będzie patowa. O konkrety kazał pytać w połowie miesiąca.
Jest 21.10, sytuacja jest patowa, radni się kłócą, Inzko milczy.

A sami zainteresowani mieszkańcy Mostaru? Niektórym nie zbywa w tej sytuacji na poczuciu humoru (moi mostarscy znajomi np.proponują kandydatury swoje i swoich znajomych).
Wśród rzeki różnych forumowych śmieci można dokopać się czasem do całkiem sensownych wypowiedzi, oto maleńki przykład dyskusji o wielokulturowości czy jak chcą inni „wielokulturowości” miasta:
- „Mostar jest ostatnim miastem, które zachowało to coś, co było tak typowe dla BiH. (…) Osobiście uważam [multikulturowość miasta] za jego wielką zaletę (…), ale obiektywnie należy zadać sobie pytanie - na ile jest to zaletą, a na ile wadą w codziennym życiu. Np. rok po wyborach miasto nie ma burmistrza, nawet dziś temat odnowy centrum miasta jest sprawą polityczną (…). Pytania, które się narzucają to: czy taka tzw. multikult. to bardziej zaleta czy wada? Czy jest szansa by inne miasta stały się na powrót multikult.? (…) Co jeśli ten trend [zanikania ducha multikult.] spowoduje, że za parę dekad nasz region stanie się naprawdę monoetniczny?„
- „No jasne, Mostar jest miastem wielokulturowym, jak i Sarajevo (wschodnie i zachodnie:))… Ale, jak tak pomyślę to wcale nie inaczej jest w Nowym Yorku, i tam jest wiele (mono)etnicznych dzielnic.
Różnica „tylko” w tym, że NY ma burmistrza, straż pożarną, budżet, i państwo…”

*
Dziś o sytuacji w Mostarze mieli rozmawiać przedstawiciele rządzących HDZ BiH i SDA – nota bene S.Tihić nie zapomniał już wcześniej upomnieć się, że „teraz stanowisko burmistrza należy się SDA”. SDA? – A gdzie leży to miasto?:) A jego mieszkańcy to kto – sdańczycy?:)

Niepokój ten dzieli wspomniana pani Rebac: ”Mostar potrzebuje (…) władz, dla których priorytetem będą prawa i oczekiwania mieszkańców”. Nie podobają się jej (oj, mnie też nie) różne dziwne pomysły wspólnoty międzynarodowej co do podziału miasta. ICG (Międzynarodowa Grupa Kryzysowa) zaproponowała podział miasta na 2 części: Stare i Nowe Miasto. „Ten podział raz jeszcze potwierdza „palestynizację” Mostaru (…), bo oznacza to podział na miasto bośniackie i chorwackie , a to dokładnie to, przeciw czemu walczy cały demokratyczny świat.”
Najbardziej podoba mi się końcowe wezwanie pani Rebac, które niech będzie pointą:
„Niech go podzielą, ale poprzecznie”. :)

wtorek, 20 października 2009

Ba.rdzo dużo zaległości c.d.


Spraw sądowych nie koniec, bo oto bh opinia publiczna od dobrych kilku tygodni żyje procesem i wyrokiem w sprawie Iliji Jurišicia. Rzecz jasna, poza BiH, nazwisko to nikomu nic nie mówi, ale dla bh obywateli to jedna ze spraw pierwszej ważności. Nawet przedterminowego zwolnienia Biljany Plavšić nie komentowano tak długo, jak gorąco ostatnio wypowiadają się wszyscy o sprawie, znanej zainteresowanym pod nazwą „tuzlańska kolumna”.
Muszę przyznać, że z czasem ta sprawa wciągnęła i mnie.
Ale ad rem: Ilija Jurišić, mieszkaniec Tuzli (były radny miejski zresztą), w czasie wojny 1992-95 policjant na stanowisku decyzyjnym, przez serbską prokuraturę d\s ścigania zbrodni wojennych został oskarżony o to, iż 15.05.1992 w Tuzli wydał rozkaz likwidacji spokojnie wycofującej się z miasta kolumny żołnierzy JNA. 53 ofiary śmiertelne. Oskarżony do winy się nie przyznaje, dowodów świadczących o jego winie, jak twierdzą w BiH, nie ma. Serbska prokuratura jednak uważa, że takie dowody są i skazała Jurišicia na 12 lat więzienia.
*
Wyrok, poza oburzeniem zwykłych zjadaczy bh hlijeba\kruha\hleba, spowodował kolejne małe trzęsienie ziemi na linii Sarajevo - (via Tuzla) – Belgrad. Dodatkowego smaku (i nie jest to smak baklavy) dodaje sprawie fakt, że I.J. sądzony był i skazany został w… Belgradzie, a nie w BiH – miejscu zdarzenia i miejscu zamieszkania oskarżonego, miejscu gdzie znadują się kluczowe dowody – co, jak twierdzą bh prawnicy ma niepoślednie znaczenie. Ale Jurišić został zatrzymany na belgradzkim lotnisku, a sprawa dotyczy zamordowanych Serbów, w dodatku bh sądy w tej sprawie nie zrobiły nic - argumentuje serbska prokuratura.
*
Niezależna fundacja „Istina, Pravda, Pomirenje” w 27 długich punktach opublikowała (m.in. na e-novine) raport dot. przebiegu śledztwa i procesu Jurišicia, które to monitorowała poczynając od zatrzymania I.J. w 05.2007r.; wynika z niego m.in. co następuje:
- akt oskarżenia sformułowano przed zakończeniem śledztwa i przesłuchań świadków [z Tuzli], a na dzień przed upłynięciem okresu przetrzymywania oskarżonego w areszcie; - stwierdzono manipulacje dot. informowania o procesie opinii publicznej; - szybkie i niechlujne śledztwo, niedopuszczenie do głosu kluczowych świadkow obrony; - brak dowodów winy; - zmieniony akt oskarżenia przedstawiono adwokatom oskarżonego dzień przed rozprawą końcową… itd.itp.
*
Wczoraj (19.10) odbył się w Tuzli, zorganizowany przez ugrupowania „Front”, „Młodzi antyfaszyści” i „Oko”, marsz poparcia dla Iliji Jurišicia, na którego czele szedł zacny burmistrz miasta – Jasmin Imamović.
Imamović (nie tylko urzędnik miejski, ale także znany w BiH intelektualista i pisarz) dla serbskiego portalu e-novine mówił: „Chcemy pokazać jedność Tuzli, zwrócić uwagę na niewinnego człowieka, który niszczeje w więzieniu (…). Serbia kończy to, co zaczął Ratko Mladić, po trupie człowieka, który dla Tuzli jest świętością (…) jest czysty jak łza. (…) [tymczasem], jak podczas „afery Dreyfusa”, generałowie stworzyli plotkę, by się uwolnić od odpowiedzialności za śmierć 53 ludzi z obu stron. (…)Chcieliśmy tylko jednego – by wojsko [JNA] opuściło Tuzlę. [Policjanci] otrzymali polecenie, by ogniem odpowiadać na ogień. Polecenie wydał szef policji i tak zeznał przed sądem. (…)Wszyscy świadkowie oskarżenia świadczyli na korzyść Iliji Jurišicia”. Dziwimy się mieszkańcom Serbii. Jeśli [ich] sąd potrafi skazać każdego na zamówienie [z góry], tedy wszyscy powinni być świadomi, że na każdego przyjdzie kolej, jeśli zajdzie taka potrzeba. Bronić uczciwego procesu, by nie skazywano tych, którym nie można udowodnić winy, znaczy bronić własnego prawa.(…) Chcemy władzom w Sarajewie i władzom w Belgradzie przekazać wiadomość – (…) macie problem. Macie maszynę, która kiedy braknie ofiar poza Serbią, będzie pożerać także swoich obywateli”.
*
Imamović ze szczerym zachwytem opowiada o Tuzli, która jego zdaniem też padła ofiarą haniebnego wyroku – wszak godzenie w niewinność człowieka i próba skonfliktowania na tym tle wielonarodowościowego miasta, to także godzenie w bh multikulturowość w ogóle. A jak twierdzi burmistrz „Tuzla udawadnia, że antynacjonalizm jest najwięszką formą patriotyzmu (…). Mamy 25% mieszanych małżeństw a procent ten stale rośnie”. Tuzla jest solą w oku także SDA (nomen omen - tur. tuzla to„sól”:), która nie może zyskać większości w trzecim dużym mieście BiH, „to dla nich straszne bo Boszniacy w Tuzli stanowią większość (…). Już nam niedobrze od tego, gdy ktoś się dziwi, że my tu żyjemy jak przed wojną. I jak taki dowód na możliwość współistnienia (…) zniszczyć najłatwiej? Wpisać na listy gończe najuczciwszych ludzi i negować dokonane na ludziach zbrodnie.”
*
Trzeba obiektywnie przyznać, że odpowiednie bh władze\instytucje nie organizując Jurišiciowi procesu w BiH nie zrobiły tym samym nic, aby swojego obywatela ochronić przed nieuczciwym śledztwem – sprawa została z Bośni najpierw posłana do Hagi, stamtąd trafiła do Belgradu. W ten sposób - jak mówią niektórzy – w tej kwestii BiH „pojela govno” (nie trzeba tłumaczyć…?:)
*
Słowa Imamovicia to nie jedyne gorzkie wystąpienie w tej sprawie. Bardzo mocny tekst skierowała „do przyjaciół w Belgradzie” Šejla Šehabović (to taka bośniacka Szczuka:) :„Z pewnością zauważyliście, że S.Milošević nie umarł, bo codziennie potykacie się o jego nieśmiertelnego trupa.” – rozpoczyna swój protest Š.Š.; dalej wcale nie jest łagodniej, oj nie… . Autorka śle „podziękowania” wszelkiej maści „obrońcom” Jurišicia i BiH w ogóle: „Dziękuję Fatmirowi Alispahiciowi, który wezwał tuzlańskich Serbów, by (…) każdy po kolei określił się, czy jest „od Dodika”, czy „nasz” (!). Tak niesłychanego pomysłu pozazdrościłby mu sam „Nieśmiertelny”.
Także Hary oberwał za swoje: „Dziękuję Harisowi Silajdžiciowi za radę, byśmy już nigdy nie jeździli do Serbii. Jako jeden z grabarzy BiH, potrafi dawać doskonałe rady, a przede wszystkim, podczas gdy z Dodikiem dzieli państwo (…), sam się do nich stosować.(…) Moje zdanie świetnie odzwierciedla graffiti: Harise, pomóż narodowi – jedź do Turcji!”:)
No, no, Hary „błysnął inwencją”, ciekawe co by zrobił słysząc niektórych moich (boszniackich) znajomych myślących o wyjeździe do Belgradu - „bo to takie duże, fajne miasto” (czyt.miasto większych możliwości) (sic!:)
*
Uff, ale to nie koniec - jakby tego było mało, casus „Jurišić” wyciągnął na światło dzienne „nieporozumienia” – inaczej – brak porozumienia między prokuratorami Serbii i BiH (państwa te nie mają podpisanej odpowiedniej umowy, która gwarantowałaby transparentne postępowanie i współpracę w sprawach takich jak ta, a i dobrej woli brak…), spowodował też prawdziwą „wojnę na słowa” między naczelnym tyg. „Dani” Seadem Pećaninem z jednej a serbskim prokuratorem i jego rzecznikiem z drugiej strony. Panowie od paru dni „dyskutują” (na łamach prasy i internetu) kto kogo opluł, okłamał, obraził i „wyrwał z kontekstu”, a prokuratorzy próbują dowodzić swoich racji w stylu „to myśmy chcieli pierwsi, a wyście nie chcieli…, nie, to myśmy chcieli, tylko wyście chcieli to, a myśmy chcieli tamto…” ble, ble, ble, detali oszczędzę.
*
Teraz, w krótkich słowach – dlaczego ten (przy)długi wywód?
Bo w CNN przecież o tym nie powiedzą:); ale poważnie - dlatego, że pokazuje to, iż (naturalnie jeśli chodzi li tylko o kwestie sądowe) to takie właśnie – lokalane sprawy są dla Bośniaków najważniejsze.
Proces Slobo, „Psychiatry”, czy Plavšić, łowy na Mladicia – tak, to jest niezwykle ważne; ale dopóki przeciętni mieszkańcy BiH będą rozbijać głowy o problemy takie jak opisany (bo np. odpowiednie instytucje są niewydolne – częściowo wina „Daytona” czyt. Zachodu, bo brak odp. umów bilateralnych, bo wpływ polityków, bo presja opinii publicznej czyt.wyborców w poszczególnych byłych Yu-republikach … itd. itp.) o sprawy - które dotyczą bezpośrednio ich i ich sąsiadów, dopóty pomysły panów Dodików i Alispahiciów będą padać na podatny grunt i żaden Dayton ani Butmir I i Butmir II nic tu nie pomoże, a pan Karadžić w (dożywotniej miejmy nadzieję) celi z panią Plavšić na wolności będą oglądać plony swoich zasiewów. A my „Europejczycy” najpierw poprzyglądamy się procesowi Karadžicia (a i to nie wszyscy…), po wyroku szybko o nim zapomnimy mając czyste (co się jeszcze okaże…:) sumienie, że sprawiedliwości stało się zadość, a potem – sorry za patos – będziemy się nadal dziwić, o co znów chodzi w tym „dzikim” kraju…?
*
No, to tyle na razie, a poza tym wszystko gra:
BiH wygrała z Estonią 2:0 :), tym samym będzie jednak komu „navijać” w RPA:), na dniach rozpocznie się wydawanie pierwszych paszportów biometrycznych – krok bliżej do ruchu bezwizowego, a na Sarajewo spadł pierwszy śnieg!:):):)
*
Źródła: e-novine, sarajevo-x.com, „Dani”;

Ba.rdzo dużo zaległości


Cóż, ponieważ ta część mojego mózgu, która odpowiada za BiH:) powoli ulega przeciążeniu, więc szybko nadrabiam zaległości informując co następuje:
*
Nie wczoraj, jak początkowo planowano, ale za tydzień rozpocznie się proces Radovana Karadžicia; a tymczasem już za kilka dni opuszcza więzienie Biljana Plavšić. Jak wiadomo, 79-letnia była prezydent Republiki Serbskiej, odsiedziawszy w szwedzkim więzieniu 2\3 kary, została decyzją sądu w Hadze ułaskawiona. Sędzia Robinson był „przekonany, że zgodnie ze szwedzkim prawem (…) p. Plavšić należy się zgoda na przedterminowe opuszczenie więzienia”. Przekonania tego nie dzieli spora część opinii publicznej w Bośni (i nie tylko). Komentując ten fakt Željko Komšić stwierdził, że szanując decyzje prawomocnej instytucji, jednocześnie czuje się rozgoryczony: „…o decyzji haskiego sądu można powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, że jest sprawiedliwa”. Nie bawiły się w dyplomację „Majke Srebrenice i Žepe” oraz członkinie organizacji „Žene, žrtve rata” nazywając postępowanie sądu w Hadze „haniebnym”.
*
Plavšić, która w 2001 roku dobrowolnie oddała się w ręce haskiej prokuratury, po tym jak z ówczesną prokurator Carlą del Ponte zawarła ugodę - przyznanie się do winy za „zbrodnie przeciw ludzkości” popełnione na terenie BiH, oraz prześladowanie ludności nieserbskiej w zamian za odstąpienie od 7-miu pozostałych zarzutów, m.in. za ludobójstwo - dwa lata potem została skazana na 11 lat więzienia. Wyrok odsiadywała w Szwecji.
*
Haski sąd przedterminowo uwalniając B.P. powołał się na: „świadczenie Plavšić w sprawie M.Krajišnika, dobre sprawowanie (?!!!) oraz przyznanie się do winy”. W to ostatnie akurat nikt już nie wierzy, choćby dlatego, że swego czasu zdementowała je sama „fałszywa pokutnica” – jak określiła Plavšićkę Slavenka Drakulić w swoim tekście opublikowanym w portalu H-alter.org;
Chorwacka pisarka, która jak się zdaje, sama na moment dała się zwieść „wyznającej swe winy” przed sądem Biljanie (S.D. „Oni nie skrzywdziliby nawet muchy”), pisze teraz tak: „Wtedy wydawało się, że jest jedyną odważną, w przeciwieństwie do tych wszystkich „prawdziwych mężczyzn”, którzy pochowali się w mysie dziury i pouciekali po świecie; że ta kobieta, zdolna jest ponieść konsekwencje swoich politycznych decyzji”. Oświadczenie Plavšić, zostało przyjęte przez jej rodaków z wybitnym niezadowoleniem, co jeszcze bardziej uwiarygadniało fakt, że Plavšićka, jak twierdziła - przeszła duchową przemianę.” Biblia i wielki krzyż na szyi były wtedy nieodłącznymi atrybutami byłej prezydent. „Jednakże, jakby na potwierdzenie tezy, że kobiety we wszystkim co robią, muszą być przynajmniej dwa razy lepsze – względnie gorsze! – od mężczyzn (…) Plavšićka była najbardziej radykalnym politykiem [RS]”.
*
Tej wiosny Plavšić udzieliła wywiadu szwedzkiej prasie, w którym przyznała, że jej pokajanie się było li tylko zwykłą farsą, a winę wzięła na siebie z pobudek patriotycznych, by oszczędzić swojemu narodowi zarzutów zbiorowej odpowiedzialności za zbrodnie. Florence Hartmann wspomina w swojej książce, że kwestie zredagowania i przedstawienia tejże decyzji pozostawiła swojemu adwokatowi (…), co też uczynił w jej imieniu na konferencji prasowej; tym samym (i dzięki naiwności sędziów) Plavšić umknęła minimum 25-letniej karze więzienia, grożącej za ludobójstwo. Rok potem Plavšić – wbrew [ustnej] umowie zawartej z del Ponte – odmówiła świadczenia przeciw Miloševiciowi, a (za przeproszeniem) „zrobionej w balona” prokurator miała powiedzieć prosto w oczy: „Teraz, po ogłoszeniu 11-letniego wyroku mogę stwierdzić, że jestem niewinna”.
*
Sama Carla del Ponte w swojej autobiografii poświęca Plavšićce niecałe dwie strony wspominając m.in., że po tym jak w 2002r. Plavšić przyznała się do winy, przed ICTY pojawiła się „fantastyczna szansa”, bo B.P. jako bliska współpracowniczka R.K. i wielokrotna rozmówczyni Miloševicia mogła być kluczowym świadkiem oskarżenia w procesie tego ostatniego. „B.P. pierwszy raz skontaktowała się z nami pod koniec 2001r. Zadzwoniła z Belgradu i powiedziała, że wie o istnieniu gotowego aktu oskarżenia i gotowa jest poddać się dobrowolnie. Spotkałam się z nią niedługo po jej przyjeździe do Hagi. Siedziałyśmy w moim gabinecie i paliłyśmy papierosy. Pamiętam, że (…) sprezentowałam jej paczkę „Marlboro Goldsa” przypuszczając, że w holenderskim więzieniu ciężko dostać prawdziwe „Marlboro” i (…) mając nadzieję, że gest ten może opłaci mi się w przyszłości. Starała się rozmawiać ze mną jak kobieta z kobietą. Na sobie – niczym angielska dama - miała grubą, twidową spódnicę. Powiedziała mi, że jest doktorem biologii, a zaraz potem zaczęła mnie przekonywać o wyższości serbskiego narodu. Od bzdur, jakie przy tym wygadywała, robiło mi się niedobrze, więc szybko zakończyłam rozmowę. Szczerze życzyłam jej, by Trybunał skazał ją na dożywocie.”
Kilka miesięcy potem, jak wiadomo Plavšić „się pokajała”, a del Ponte przystała na ugodę. „Moim najpoważniejszym błędem – pisze pani prokurator – było to, że nie zażądałam od niej zobowiązania na piśmie, że będzie świadczyć przeciw pozostałym oskarżonym (…) [a] ona mnie oszukała. (…) Miałam wrażenie, że moje osobiste stosunki z Plavšić, mimo głupot jakie opowiadała (…) były serdeczne i że mogę jej wierzyć. Powtarzam – to był mój błąd. W chwili odczytywania wyroku wstała, a potem przeczytała oświadczenie pełne ogólnikowych mea culpa (…). Wstrząśnięta słuchałam jej wyznania, ze świadomością, że to w istocie zwykłe bajdurzenie. Prokuratura na końcu zażądała 25 lat węzienia.” (…) „O sobie mówiła jako o ofierze okoliczności – pisze C.dP. o kolejnym spotkaniu z B.P. - (…) przyznała, że poczuwa się do odpowiedzialności moralnej, ale odmawiała wzięcia na siebie odpowiedzialności prawnej. „Jeśli naprawdę uważa się pani za niewinną – stwierdziła del Ponte – to znaczy, że pani adwokat źle zrobił radząc pani, by przyznała się pani do winy.” Del Ponte zaznacza wyraźnie, że usłyszawszy te „sensacje” od razu postanowiła przekonać sąd, że przeciw Plavšić należy wnieść nowy akt oskarżenia. „I wciąż czekam na odpowiedź” – kończy del Ponte w swej książce wątek byłej prezydent RS.
*
Co czeka teraz ze straszną\starszą panią? Na razie powitanie w RS i kwiaty od Dodika. Potem zapewne spokojna starość gdzieś w Serbii lub RS. Pewnie, konsekwentnie, nie będzie chciała zeznawać w procesie byłego zwierzchnika Radovana K., z którym jej stosunki nie zawsze układały się idealnie; Karadžić m.in. wykluczył ją z partii, po tym jak Plavšić (spotkawszy się w Banja Luce z M.Albrihgt) miała przekonywać go do pomysłu „wspólnoty międzynarodowej” – zamiany Bośni na „daleką emigrację” jako alternatywy chroniącej go przed ICTY. Karadžić nie zamierzał opuszczać Bośni, bał się ponoć zostawić Plavšić samą, która według niego, zbyt łatwo ulegała rozkazom Amerykanów” (F.Hartmann, Mir i kazna).

„Sarajewska profesor biologii – pisze Drakulić - studentka zagrzebskiego uniwersytetu, amerykańska stypendystka, mieszkająca w NY, Londynie i Pradze (…) oczytana i wykształcona, znająca języki obce (…) otóż–ta dama (…) miała w zwyczaju twierdzić, że zabijanie Muzułmanów jest „czymś naturalnym”.
Plavšić, o czym pisze w swej książce F. Hartmann, skarżyła się, że w więzieniu siedzi razem „z kryminalistkami, prostytutkami i narkomankami”, oraz że żadna z jej współwięźniarek nie przeczytała w życiu jednej książki, a traktowane są identycznie.
„Który to już raz okazało się, że wykształcenie nie jest żadną gwarancją moralnego zachowania. W końcu i Karadžić jest oczytany i wykształcony, a do tego – poeta, dokładnie tak, jak Edward Limonow, który ze wzgórz strzelał na Sarajewo” – podsumowuje gorzko Drakulić.
*
Kończąc warto wspomnieć o jeszcze jednym gorzkim wyroku. Otóż mniej więcej w tym samym czasie, kiedy sąd w Szwecji zwalniał Biljanę Plavšić, sąd w Hadze skazywał… Florence Hartmann. Ta tak niezwykle zajęta instytucja (tak zajęta, że z braku czasu na solidne procesy, z list zarzutów wobec oskarżonych, w tym Miloševicia i Karadžicia, poznikało „parę” punktów) wyjątkowo szybko ukarała byłą dziennikarkę i rzeczniczkę Carli del Ponte, za to, że we wspomnianej tu książce, dopuściła się ujawnienia spraw okrytych klauzulą tajności(?!). Hartmann nie pozostaje nic innego jak napisać kolejną (naprawdę sensacyjną:) i dobrze zarobić, bo orzeczona kara wynosi 7.000Eu!
*
Źródła: e-novine, sarajevo-x.com,
F.Hartmann „Mir i kazna”, Profil, 2007;
Carla del Ponte, Ch.Sudetić „Carla del Ponte - pani prokurator”, Profil, 2008

niedziela, 4 października 2009

Te co skaczą i fruwają...

...dzisiaj swoje święto mają...
Trzeba przyznać, że gdyby człowiek na poważnie wierzył w reinkarnację, to musiałby całe życie modlić się o to, by w następnym wcieleniu nie zostać zwierzęciem, w dodatku zwierzęciem na Bałkanach, gdzie los "tych co miauczą, buczą i szczekają" jest delikatnie mowiąc niewesoły.
Dlatego w Światowy Dzień Zwierząt, obchodzony na całym świecie od 1931r. z radością przyjmujemy wieść o ostatecznym powstaniu w BiH Ustawy o ochronie zwierząt. Ustawa (która miejmy nadzieję, nie stanie się kolejnym "martwym słowem na papierze") po wejściu w życie ma w zamierzeniu zapobiegać okrucieństwu wobec zwierząt; z pewnością postara się o to kilka prężnie działających w BiH organizacji, m.in. SOS Sarajevo, która od lat dąży do wprowadzenia zakazu organizacji na bh wsiach tradycyjnych korrid (walk byków). Przewodniczący organizacji Velimir Ivaniszević uważa, że organizacja korrid nie ma nic wspólnego z bośniacką tradycją, "a jest wyrazem swojego rodzaju prymitywizmu. (...) Organizatorzy tych imprez [z których najbardziej znaną jest korrida w Cevljanovići] twierdzą, że sprzyjają one nawiązaniu przerwanych w czasie wojny więzi towarzyskich; bardzo licznie bierze w nich udział bh diaspora. Ale, ci sami ludzie którzy przyjeżdżają zza granicy, w krajach gdzie żyją szanują cywilizowane prawo, ale po przekroczeniu [bh] granicy po prostu dziczeją...". Do tego dochodzi też czynnik finansowy - tylko jednego dnia impreza skupia ok.100tys. widzów..., z których [zbyt] wielu upiera się, że "tradycja rzecz święta"...
Ech, łapy i kopyta opadają... wszystkie cztery...
*
Na zdjęciu - rozkoszne "mrrr... i mijau" prosto z Czarnogóry. Jak wykazały wieloletnie badania (niezbyt skomplikowane:) koty ex-Yu republik porozumiewają się "ijekawsztiną" ...:)




Dlaczego Kotor to Kot-or...










Czy wyglądam na zadowolonego...? Mijau z zagrzebskiego Kaptola...


A ja tu po prostu pilnuję Mostaru... (i mostu...:)