wtorek, 22 grudnia 2009

Dzisiaj w Mostarze, dzisiaj w Mostarze wesoła nowina:)

Chociaż, zamiast radości z piersi zmęczonych oczekiwaniem mieszkańców Mostaru dobyło się zapewne tylko zwykłe „uff…”.
Dzisiaj ostatecznie sformowano nowe mostarskie władze miejskie. Ostatnim etapem owego 450-dniowego formowania (rekord Drogi Mlecznej:) było powołanie na stanowisko przewodniczącego Rady Miejskiej przedstawiciela Boszniaków - Murata Ćoricia (SDA), któremu przypadła większość głosów radnych. Kontrkandydatką Ćoricia była p. Sladjana Gotovac.
(Przy okazji – w BiH obowiązuje parytet. Jak funkcjonuje – to osobna sprawa…, tak czy siak – warto wiedzieć, że w administracji publicznej BiH wyprzedza Polskę nie tylko ilością stolic, rządów i prezydentów…:)
Zgodnie z zasadami panującymi w ratuszu šeher Mostaru: jeżeli na stanowisku burmistrza zasiada Chorwat (a, sorry - najważniejsze – burmistrzem miasta pozostał Ljubo Bešlić z HDZ BiH) - stołek przewodniczącego przypada Boszniakowi.
Tym samym kompletna już Rada Miejska może wreszcie zabrać się za sprzątanie ruin, czyli picie piwa, którego sobie sama nawarzyła, m.in. za ustalanie budżetu miasta na ten i przyszły rok.
*
Powody do radości mają także bośniacko-hercegowińskie mniejszości narodowe. Z samiuśkiego Strasburga dziś (a nie we wrześniu, jak się spodziewano) dotarła decyzja Trybunału Praw Człowieka w (opisywanej poniżej) kwestii praw wyborczych bh. mniejszości.
„Zakazu uczestnictwa w wyborach mniejszości narodowych [chodziło konkretnie o możliwość kandydowania do najwyższych władz państwowych] nie da się obiektywnie i logicznie uzasadnić, stoi on w sprzeczności z zabraniającą dyskryminacji Europejską Konwencją Praw Człowieka”.
W BiH decyzję Trybunału przyjęto bez zaskoczenia. A i fakt, że cała bh ustawa zasadnicza (pochodna ułomnego „daytona”) jest do… yyy … remontu, to nic nowego.
Żal tylko, że w przeciwieństwie do głośnej ostatnio decyzji strasburskiego sądu (która nota bene w BiH nie wywołała żadnych większych emocji), ta akurat w eu mediach przeszła bez echa. A szkoda, bo jak wiadomo, wspólnota międzynarodowa nie jest tu bez winy.
*
Tym optymistycznym akcentem kończymy ostatni wpis tego roku:)

poniedziałek, 7 grudnia 2009

I smieszno i straszno, czyli przerywnik jugonostalgiczny...

*
:)
Dlaczego Jovanka sprzedała pług?
Bo Stary (Tito znaczy się) sprzedał ziemię.

:)
Nauczył się Slobo od Starego, więc dzwoni z Dayton do Miry: „Ziemię sprzedałem, zobacz, co da się zrobić z bydłem”.

:)
Jeździ Tito po serbskich wsiach, patrzy a tu wieśniak męczy się i orze ziemię drewnianym pługiem, rozkazuje towarzyszom: Kupić mu traktor!
Na drugi dzień zadowolony Tito widzi wieśniaka na traktorze, podchodzą do niego towarzysze Tity:
- Może byś tak podziękował za traktor?
Wieśniak:
- A komu?
Na co Tito:
- Temu, za którego walczyłeś na wojnie.
Wieśniak:
- Wybacz Draža, nie poznałem cię!

:)
Tito i towarzysz Džemal Bijedić siedzą na uroczystej kolacji. Wszyscy jedzą normalnie, tylko Džemo drobi jedzenie placami. Widząc to Tito mówi mu po cichu:
- Nożem, Džemo, nożem!
Džemo chwyta nóż i tak samo cicho:
- Kogo, towarzyszu Tito, kogo?

:)
Leży Tito na łożu śmierci w Ljubljanie. Przychodzi do niego towarzysz Stane Dolanc w odwiedziny i pyta:
- Jak się czujesz Stary?
Tito zaczął się dusić i charczeć. Stane pyta:
- Co ci jest, Stary?
Tito pokazuje ręką, żeby mu podać ołówek i papier. Stane podaje, Tito nabazgrał coś na papierze i umarł.
Stane czyta: Złaź z respiratora, koniu jeden!

:)
Co śpiewają mrówki na Dedinju?
„Jesteśmy Tita, Tito jest nasz”.

:)
Towarzyszka Milka Planinc przyszła na grób Tity, oddaje mu cześć minutą ciszy, kiedy z grobu dobiega ją głos:
- Milkooo, Milkooo! Przyprowadź mi białego koniaaa…!
Milka struchlała i pobiegła po Stane Dolanca:
- Stane, Stane, Tito do mnie przemówił z grobu!
- Nie chrzań – odparł Stane, ale razem z Milką przybiegł na grób, staje i słucha…
Po minucie odzywa się Tito:
- Milkooo, mówiłem ci – białego konia, nie hipopotama!

*(słówkiem wyjaśnienia - hipopotam – serb.\chorw. – nilski konj:)

:)
Chodzi sobie towarzysz Tito z delegacją po Zagorju, zobaczył to jakiś wieśniak i zaczął jeść trawę przy drodze licząc na wzruszenie Marszałka. Wyprzedził ich i jeszcze usilniej je tę trawę tak, aby widział to Tito. Ten spojrzał na niego i mówi:
- Słuchaj stary, idź na łąkę... tam jest lepiej. Tam rośnie koniczyna.

:)
Tito po przebudzeniu widzi przed swoim Białym Domem wypisane moczem – TITO. Szybko wysłał to do analizy, wynik przyszedł od razu:
Narzędzie – Džemala Bijedicia, charakter pisma – Jovanki Broz.

:)
W pewnej dalmatyńskiej wsi dzieci śpiewały piosenkę:
„Kupit ćemo Titi „fiću”, a mercedes Ante Paveliću” (tłum. „Kupimy Ticie małego fiata, a mercedesa Paveliciowi”:)
Dowiedziała się o tym policja, więc pewnego dnia przyjeżdżają do wsi i spotykają jakąś babinkę:
- Babciu, a wiesz ty może, które to dzieci śpiewają „Kupit ćemo Titi fiću, a mercedes Ante Paveliću”?
- Ach, co te dzieci znowu wymyśliły, skąd u nich pieniądze na tego mercedesa?






wtorek, 10 listopada 2009

Padł mur, padł most, wyrósł mur...

Sarajewska synagoga, XVIw., fot.kaszenka







*
Proszę, oto od czego rocznice – wieczna inspiracja:); a ponieważ mnie się wszystko kojarzy… więc odświeżam „rewelacje” sprzed miesiąca kojarząc je z obchodzonymi właśnie w Europie rocznicami upadku Muru Berlińskiego i Nocy Kryształowej, oraz (tradycyjnie nie zauważonej w eu mediach) rocznicy zniszczenia Starego Mostu. A przecież to taka „piękna” pointa, nieprawdaż? Może zwłaszcza my w Polsce - wiecznie zniesmaczeni faktem, że to niemiecki Mur a nie polska Solidarność bardziej przebiły się do świadomości Europejczyków jako symbol przełomowych zmian na naszym maciupkim kontynencie, powinniśmy czasem zwrócić uwagę na to, że pewne narody przeszły je (i przechodzą nadal) wyjątkowo boleśnie, a i murów do zburzenia ci u nas w Europie ciągle dostatek…Tak więc od polskiego marudzenia przejdźmy do bh konkretów, rocznicowych jako się rzekło…

…bo oto dokładnie 9.11 minęło 16 lat od zburzenia Starego Mostu w Mostarze, i choć od lat pięciu mieszkańcy hercegowińskiej „piękności” mogą bez przeszkód przechodzić nad Neretwą przez nową przeprawę, miasto nigdy nie było podzielone bardziej niż dziś.
Ponad cztery lata czeka na wyrok w Hadze autor barbarzyńskiego „wybryku” z 1993r. – chorwacki generał Slobodan Praljak, który – wzorem innych haskich „niewinnych” - gra na nosie sądowi próbując uparcie dowieść, że nie HVO most zburzyło.
Z przekonaniem sądu pan Praljak będzie miał poważny problem, koronnym dowodem przeciw niemu są bowiem zdjęcia pokazujące jak chorwacki czołg wystrzeliwuje pociski w kierunku Mostu.
[zdjęcia video burzenia mostu sprytni internauci z pewnością odszukają na You Tube – Rušenje Starog Mosta]
Autor zdjęć Enes Delalić – świadek w procesie generała, inwalida wojenny przeżywszy szereg gróźb pod swoim adresem, nadal mieszka w Mostarze, choć ledwo wiąże koniec z końcem, podczas gdy gen. Praljak posiłkując się swoją „żołnierską” logiką cynicznie powtarza - „Stary Most był obiektem wojskowym, a obiekt wojskowy podczas wojny, bez względu na jego wartość historyczną i kulturową, ma prawo zostać zniszczony”.
*
Tymczsem to, co z pewnością należałoby zniszczyć, to mury wyrosłe w głowach ludzi, np. dzisiejszych mieszkańców Mostaru i innych tego typu miejsc, dla których choćby mieszane małżeństwa, z których przed wojną Mostar słynął, nie są już sprawą tak oczywistą jak kiedyś.
* * * * *
Ale, skojarzeń nie koniec. Smutna bo smutna, mijająca rocznica Nocy Kryształowej, oraz wiecznie aktualna bh sytuacja - na przemian burzenia i stawiania murów wszelakich, jest (wreszcie:) prestekstem, by wspomnieć słów parę o jednym z niekonstytutywnych bh narodów - bośniacko-hercegowińskich Żydach i jego przezacnym przedstawicielu – Jokobie Fincim, który od roku pełni jednocześnie obowiązki ambasadora BiH w Szwajcarii.
*
Przewodniczący Gminy Żydowskiej w BiH (Jevrejska Zajednica) pan Jakob Finci, Bośniak z dziada pradziada, jest z wykształcenia prawnikiem, a z powołania humanistą :). Przez lata wojny wspólnie z innymi organizacjami (Caritas, Merhamet itp.) organizował pomoc nie tylko dla członków gminy, ale i innych narodów-ofiar bośniackiego konfliktu.
Cieszący się szacunkiem bh opinii publicznej Finci postanowił dnia pewnego zakandydować na członka Prezydium BiH. I… ups! Natrafił na, że będę nudna –ścianę, zbudowaną z paragrafów bh konstytucji (znaną w kraju behara pod nazwą Aneks nr 4), która członkom innych niż B, Ch, S, narodów kandydować do władz państwowych zabrania.
Normalnie - gdzie trzech się bije, tam czwarty korzysta, niestety w tej sytuacji wypada tylko sprafrazować rzecz następująco – gdzie trzech się bije, tam czwarty wali głową w mur…
Tu zresztą tradycyjnie bh absurd bh absurdem bh absurd pogania:), bo przedziwnym jakimś sposobem, konstytucja - narzucona przez USA - największą demokrację świata, uniemożliwia korzystanie wszystkim obywatelom bh państwa z ich demokratycznych praw; w dodatku Finci jako ambasador, członek niewielkiej mniejszości narodowej (jednej z 17 w BiH) reprezentuje tę BiH i te jej konstytutywne narody, które na jego skargę rozkładając ręcę poradziły mu „iść z tym do Europy”, jako że niesprawiedliwość ta została Bośni narzucona z zewnątrz.
Warto nadmienić, że swoje zażalenie złożył Finci wspólnie z przedstawicielem bh Romów Dervo Sejdiciem; wcześniej podobny problem miał jeden z Boszniaków, który jako mieszkaniec RS także nie mógł zostać kandydatem do Prezydium BiH.
Cóż, pan Finci, skoro nie było mu dane skorzystać z praw prostego obywatela BiH (zamiast robić kolejną aferę w już i tak skonfliktowanym społeczeństwie) postanowił skorzystać z praw prostego obywatela Europy i „poszedł z tym do Strasburga”:).
„…w tym państwie wszyscy są pozbawieni praw, zależy od tego w jakiej [tego państwa] części mieszkają” – mówił Finci trzy miesiące temu dla „Hercegovackih novin”, które opublikowały z nim długaaaśny wywiad, w którym ambasador mówi nie tylko o swoim problemie z kandydowaniem, ale także (bez zbędnych emocji) o stosunkach z bh muzułmanami i ef.Cericiu, z którym wspólnie stworzył Radę Międzyreligijną BiH, ale także o bośniacko-hercegowińskiej społeczności żydowskiej która, jak zauważył – na szczęście jest zbyt mała, aby stanowić wystarczającą mniejszość:), a co dopiero większość, która byłaby w stanie realizować swoje interesy (czyt. dodawać ognia do bh kotła:)
Fakt faktem Żydów w BiH jest coraz mniej (pisałam już o tym trochę w poście z zeszłego roku, chyba..:). W samym Sarajewie pozostało oficjalnie ok. 700 członków gminy, poza tym niewielkie gminy żydowskie istnieją w Mostarze, Tuzli, Zenicy, Doboju, Banja Luce; wszystkie one razem z towarzystwem kulturalno-oświatowym „La Benevolencija” tworzą społeczność żydowską BiH.
W toku wojny ucierpiało 7 Żydów (Finci przypomina, że osoby te, cierpiały nie z racji przynależności do narodu żydowskiego, ale po prostu jak wszyscy inni mieszkańcy Sarajewa). Wg statystyk na pocz. lat 90-tych Sarajewo opuściło ok.1000 osób z 1200 Żydów stolicy. Dziwną te matematykę (bo – jak napisano wyżej- dziś jest ich ok.700) Jakob Finci tłumaczy tym, że w czasie działań wojennych znaleźli się ludzie, którzy dopiero wtedy zadeklarowali się jako Żydzi; skądinąd wiadomo, że gmina na listy pomocowe wciągała także nie –Żydów, pomagając im wydostać się z oblężonego Sarajewa, a z zaopatrzenia jakie docierało do gminy korzystali wszyscy mieszkańcy miasta.
W czasie wojny uległo zniszczeniu kilka wysokiej klasy starych, żydowskich obiektów, w tym stary cmentarz z 17w.; Finci mówi o kosztownej odnowie nekropolii tak: „(…) mamy moralny dylemat: w tym mieście wciąż są ludzie, którzy nie mają gdzie mieszkać albo pracować. W tej sytuacji, mamy wykładać na miejsca pracy czy na groby?”
Wspomina też o niknącej liczbie członków gminy, jej stopniowym starzeniu się i emigracji młodych („Jeśli liczba twoich lat zaczyna być większa od numeru twojego buta, to jest już poźno na nowy początek”:)).
Szeroko (i bez zbędnych emocji) wypowiada się też o restytucji mienia („Nacjonalizacja to jak zrobić jajecznicę z trzech jaj. Restytucja to jak zrobić trzy jaja z jajecznicy”:)), oraz dużo o swoim rodzinnym kraju, a z wielu mądrych refleksji pana Jakoba Finci na koniec wybieram jedną: „Jedna, z bardzo bliskich mi definicji mówi, że BiH jest państwem dwóch entitetów, trzech konstytutywnych narodów, czterech tradycyjnych wyznań i stu problemów. Nie ma takiego wysokiego przedstawiciela, ani takiego przywódcy religijnego, który ma czarodziejską różdżkę i naprawi wszystkie sto problemów. Ale, jeśli każdy posprząta swoje podwórko, jeśli każdy zrobi swoją część pracy, sytuacja ulegnie zmianie. Niestety, tutaj wszyscy wolą robić to, co do nich nie należy – duchowni zajmują się polityką, politycy religią.”
*
Grasias za uwagę, był to żydowski głos rozsądku w waszych domach:)









środa, 21 października 2009

"Čudna jada od Mostara grada” c.d.


Naprawdę nie sądziłam, że w końcu przyjdzie mi o tym pisać. Zawsze czytając wiadomości na ten temat miałam nadzieję, że jutro to już na pewno i… Mostar będzie miał swojego burmistrza (a temat na newsa zniknie).
Niestety, moje ukochane bh miasto od ponad roku pozostaje bez „wodza”:). Dokładnie 05.10 stuknęło 365 dni od zakończenia lokalnych wyborów, których następstwem zazwyczaj jest wybór nowego lub pozostawienie na stanowisku starego burmistrza; nie w pięknym šeher Mostarze jednak takie ekstrawagancje…:)

Normalnie państwa\miasta zwykły podsumowywać pracę władz państwowych\miejskich 100 dni od zakończenia wyborów, ale Mostar jest przecież miejscem wyjątkowym i nowym zwyczajem dobrych kilka tygodni temu obchodził okrągłą rocznicę - 300 dni bez burmistrza:).
Z tej okazji (w portalu sarajevo-x.com) ukazał się tekst znanej mostarskiej dziennikarki Ameli Rebac, która przypomina, że „tym samym Mostar poprawił swój dotychczasowy rekord w pobijaniu niesławnych rekordów, z których najbardziej znane to: miasto z największą ilością dublujących się urzędów na świecie, miasto z polityką apartheidu w szkołach i jedyne [bh] miasto bez jednej nawet, z sukcesem przeprowadzonej po wojnie prywatyzacji”.

Mając na głowie tyle problemów radni miejscy (= członkowie poszczególnych partii), nie są w stanie, nie chcą, nie potrafią – jak zwał tak zwał, dogadać się co do większości w Radzie Miejskiej i wybrać „szefa” sobie i swojemu miastu, które od początku tej patowej sytuacji mierzy się po kolei ze: strajkami strażaków, strajkami urzędników miejskich, blokadami miasta li tylko zapowiadanymi oraz rzeczywistymi, brakiem budżetu – co za tym idzie wstrzymaniem wypłat w sektorze państwowym; przestało istnieć kilka instytucji kulturalnych, publicznych jadłodajni, centrum pomocy dla dzieci specjalnej troski… słowem przez ostatni rok w Mostarze normalnie (cokolwiek to znaczy w bh warunkach) nie pracowało ani przedszkole ani teatr.

Winien tej sytuacji jest m.in. specjalny Statut Mostaru, narzucony przez OHR; na mocy tegoż do wyboru burmistrza (nie ma głosowania w bezpośrednich wyborach powszechnych!) wymagane jest 2\3 głosów w pierwszej i drugiej turze, względnie ponad połowa w trzeciej. Do tego Burmistrz i Przewodniczący Rady Miejskiej powinni co 2-4 lata zmieniać się na stanowisku wg klucza narodowościowego, co w obecnej sytuacji jest niemożliwe, bo obie funkcje sprawują Chorwaci, (a jak wieść gminna niesie komunikacja mocno szwankuje ponoć nawet pomiędzy samymi siedzącymi w radzie Chorwatami).
„Jedynie w Mostarze burmistrz jest funkcją polityczną, a nie menadżerską – pisze Rebac – Mnie, jako zatwardziałej demokratki nie interesuje z jakiej burmistrz jest partii politycznej, dopóki w mieście wszystko funkcjonuje bez zarzutu…(…).”

Po długim oczekiwaniu na stanowisko OHR-u, wreszcie z końcem września wypowiedział się wysoki przedstawiciel Valentin Inzko:„Jako wysoki przedstawiciel (…) życzyłbym sobie, by rozwiązanie [sytuacji] zostało znalezione w Mostarze, a nie gdzieś w Sarajewie (…); być może dam politykom jeszcze trochę czasu, ale po 5 października nacisk [na nich] też będzie trochę większy, bo sytuacja, kiedy kolejny rok zaczyna się [bez burmistrza] to naprawdę zły sygnał”.


Nie ukrywano, że nadzieje co do osoby Inzka były większe – spodziewano się, że OHR wykorzystując „uprawnienia bońskie” po prostu narzuci miastu konkretną osobę. Tak się jednak nie stało, a sam Inzko opowiedział się jedynie za uproszczeniem procedury wyborczej burmistrza; wspomniał przy okazji, że „nie lubi korzystać w uprawnień bońskich”; zrobił to raz - narzucając miastu budżet – bajka się jednak skończyła, dokładnie o północy 30 września prysła bańka z kasą i skończył się okres tymczasowego finansowania miasta.
Kolejnym krokiem (raczej – kroczkiem) Inzka była zapowiedź wyraźnej reakcji z jego strony (strach się bać:) jeśli po 5.10 sytuacja nadal będzie patowa. O konkrety kazał pytać w połowie miesiąca.
Jest 21.10, sytuacja jest patowa, radni się kłócą, Inzko milczy.

A sami zainteresowani mieszkańcy Mostaru? Niektórym nie zbywa w tej sytuacji na poczuciu humoru (moi mostarscy znajomi np.proponują kandydatury swoje i swoich znajomych).
Wśród rzeki różnych forumowych śmieci można dokopać się czasem do całkiem sensownych wypowiedzi, oto maleńki przykład dyskusji o wielokulturowości czy jak chcą inni „wielokulturowości” miasta:
- „Mostar jest ostatnim miastem, które zachowało to coś, co było tak typowe dla BiH. (…) Osobiście uważam [multikulturowość miasta] za jego wielką zaletę (…), ale obiektywnie należy zadać sobie pytanie - na ile jest to zaletą, a na ile wadą w codziennym życiu. Np. rok po wyborach miasto nie ma burmistrza, nawet dziś temat odnowy centrum miasta jest sprawą polityczną (…). Pytania, które się narzucają to: czy taka tzw. multikult. to bardziej zaleta czy wada? Czy jest szansa by inne miasta stały się na powrót multikult.? (…) Co jeśli ten trend [zanikania ducha multikult.] spowoduje, że za parę dekad nasz region stanie się naprawdę monoetniczny?„
- „No jasne, Mostar jest miastem wielokulturowym, jak i Sarajevo (wschodnie i zachodnie:))… Ale, jak tak pomyślę to wcale nie inaczej jest w Nowym Yorku, i tam jest wiele (mono)etnicznych dzielnic.
Różnica „tylko” w tym, że NY ma burmistrza, straż pożarną, budżet, i państwo…”

*
Dziś o sytuacji w Mostarze mieli rozmawiać przedstawiciele rządzących HDZ BiH i SDA – nota bene S.Tihić nie zapomniał już wcześniej upomnieć się, że „teraz stanowisko burmistrza należy się SDA”. SDA? – A gdzie leży to miasto?:) A jego mieszkańcy to kto – sdańczycy?:)

Niepokój ten dzieli wspomniana pani Rebac: ”Mostar potrzebuje (…) władz, dla których priorytetem będą prawa i oczekiwania mieszkańców”. Nie podobają się jej (oj, mnie też nie) różne dziwne pomysły wspólnoty międzynarodowej co do podziału miasta. ICG (Międzynarodowa Grupa Kryzysowa) zaproponowała podział miasta na 2 części: Stare i Nowe Miasto. „Ten podział raz jeszcze potwierdza „palestynizację” Mostaru (…), bo oznacza to podział na miasto bośniackie i chorwackie , a to dokładnie to, przeciw czemu walczy cały demokratyczny świat.”
Najbardziej podoba mi się końcowe wezwanie pani Rebac, które niech będzie pointą:
„Niech go podzielą, ale poprzecznie”. :)

wtorek, 20 października 2009

Ba.rdzo dużo zaległości c.d.


Spraw sądowych nie koniec, bo oto bh opinia publiczna od dobrych kilku tygodni żyje procesem i wyrokiem w sprawie Iliji Jurišicia. Rzecz jasna, poza BiH, nazwisko to nikomu nic nie mówi, ale dla bh obywateli to jedna ze spraw pierwszej ważności. Nawet przedterminowego zwolnienia Biljany Plavšić nie komentowano tak długo, jak gorąco ostatnio wypowiadają się wszyscy o sprawie, znanej zainteresowanym pod nazwą „tuzlańska kolumna”.
Muszę przyznać, że z czasem ta sprawa wciągnęła i mnie.
Ale ad rem: Ilija Jurišić, mieszkaniec Tuzli (były radny miejski zresztą), w czasie wojny 1992-95 policjant na stanowisku decyzyjnym, przez serbską prokuraturę d\s ścigania zbrodni wojennych został oskarżony o to, iż 15.05.1992 w Tuzli wydał rozkaz likwidacji spokojnie wycofującej się z miasta kolumny żołnierzy JNA. 53 ofiary śmiertelne. Oskarżony do winy się nie przyznaje, dowodów świadczących o jego winie, jak twierdzą w BiH, nie ma. Serbska prokuratura jednak uważa, że takie dowody są i skazała Jurišicia na 12 lat więzienia.
*
Wyrok, poza oburzeniem zwykłych zjadaczy bh hlijeba\kruha\hleba, spowodował kolejne małe trzęsienie ziemi na linii Sarajevo - (via Tuzla) – Belgrad. Dodatkowego smaku (i nie jest to smak baklavy) dodaje sprawie fakt, że I.J. sądzony był i skazany został w… Belgradzie, a nie w BiH – miejscu zdarzenia i miejscu zamieszkania oskarżonego, miejscu gdzie znadują się kluczowe dowody – co, jak twierdzą bh prawnicy ma niepoślednie znaczenie. Ale Jurišić został zatrzymany na belgradzkim lotnisku, a sprawa dotyczy zamordowanych Serbów, w dodatku bh sądy w tej sprawie nie zrobiły nic - argumentuje serbska prokuratura.
*
Niezależna fundacja „Istina, Pravda, Pomirenje” w 27 długich punktach opublikowała (m.in. na e-novine) raport dot. przebiegu śledztwa i procesu Jurišicia, które to monitorowała poczynając od zatrzymania I.J. w 05.2007r.; wynika z niego m.in. co następuje:
- akt oskarżenia sformułowano przed zakończeniem śledztwa i przesłuchań świadków [z Tuzli], a na dzień przed upłynięciem okresu przetrzymywania oskarżonego w areszcie; - stwierdzono manipulacje dot. informowania o procesie opinii publicznej; - szybkie i niechlujne śledztwo, niedopuszczenie do głosu kluczowych świadkow obrony; - brak dowodów winy; - zmieniony akt oskarżenia przedstawiono adwokatom oskarżonego dzień przed rozprawą końcową… itd.itp.
*
Wczoraj (19.10) odbył się w Tuzli, zorganizowany przez ugrupowania „Front”, „Młodzi antyfaszyści” i „Oko”, marsz poparcia dla Iliji Jurišicia, na którego czele szedł zacny burmistrz miasta – Jasmin Imamović.
Imamović (nie tylko urzędnik miejski, ale także znany w BiH intelektualista i pisarz) dla serbskiego portalu e-novine mówił: „Chcemy pokazać jedność Tuzli, zwrócić uwagę na niewinnego człowieka, który niszczeje w więzieniu (…). Serbia kończy to, co zaczął Ratko Mladić, po trupie człowieka, który dla Tuzli jest świętością (…) jest czysty jak łza. (…) [tymczasem], jak podczas „afery Dreyfusa”, generałowie stworzyli plotkę, by się uwolnić od odpowiedzialności za śmierć 53 ludzi z obu stron. (…)Chcieliśmy tylko jednego – by wojsko [JNA] opuściło Tuzlę. [Policjanci] otrzymali polecenie, by ogniem odpowiadać na ogień. Polecenie wydał szef policji i tak zeznał przed sądem. (…)Wszyscy świadkowie oskarżenia świadczyli na korzyść Iliji Jurišicia”. Dziwimy się mieszkańcom Serbii. Jeśli [ich] sąd potrafi skazać każdego na zamówienie [z góry], tedy wszyscy powinni być świadomi, że na każdego przyjdzie kolej, jeśli zajdzie taka potrzeba. Bronić uczciwego procesu, by nie skazywano tych, którym nie można udowodnić winy, znaczy bronić własnego prawa.(…) Chcemy władzom w Sarajewie i władzom w Belgradzie przekazać wiadomość – (…) macie problem. Macie maszynę, która kiedy braknie ofiar poza Serbią, będzie pożerać także swoich obywateli”.
*
Imamović ze szczerym zachwytem opowiada o Tuzli, która jego zdaniem też padła ofiarą haniebnego wyroku – wszak godzenie w niewinność człowieka i próba skonfliktowania na tym tle wielonarodowościowego miasta, to także godzenie w bh multikulturowość w ogóle. A jak twierdzi burmistrz „Tuzla udawadnia, że antynacjonalizm jest najwięszką formą patriotyzmu (…). Mamy 25% mieszanych małżeństw a procent ten stale rośnie”. Tuzla jest solą w oku także SDA (nomen omen - tur. tuzla to„sól”:), która nie może zyskać większości w trzecim dużym mieście BiH, „to dla nich straszne bo Boszniacy w Tuzli stanowią większość (…). Już nam niedobrze od tego, gdy ktoś się dziwi, że my tu żyjemy jak przed wojną. I jak taki dowód na możliwość współistnienia (…) zniszczyć najłatwiej? Wpisać na listy gończe najuczciwszych ludzi i negować dokonane na ludziach zbrodnie.”
*
Trzeba obiektywnie przyznać, że odpowiednie bh władze\instytucje nie organizując Jurišiciowi procesu w BiH nie zrobiły tym samym nic, aby swojego obywatela ochronić przed nieuczciwym śledztwem – sprawa została z Bośni najpierw posłana do Hagi, stamtąd trafiła do Belgradu. W ten sposób - jak mówią niektórzy – w tej kwestii BiH „pojela govno” (nie trzeba tłumaczyć…?:)
*
Słowa Imamovicia to nie jedyne gorzkie wystąpienie w tej sprawie. Bardzo mocny tekst skierowała „do przyjaciół w Belgradzie” Šejla Šehabović (to taka bośniacka Szczuka:) :„Z pewnością zauważyliście, że S.Milošević nie umarł, bo codziennie potykacie się o jego nieśmiertelnego trupa.” – rozpoczyna swój protest Š.Š.; dalej wcale nie jest łagodniej, oj nie… . Autorka śle „podziękowania” wszelkiej maści „obrońcom” Jurišicia i BiH w ogóle: „Dziękuję Fatmirowi Alispahiciowi, który wezwał tuzlańskich Serbów, by (…) każdy po kolei określił się, czy jest „od Dodika”, czy „nasz” (!). Tak niesłychanego pomysłu pozazdrościłby mu sam „Nieśmiertelny”.
Także Hary oberwał za swoje: „Dziękuję Harisowi Silajdžiciowi za radę, byśmy już nigdy nie jeździli do Serbii. Jako jeden z grabarzy BiH, potrafi dawać doskonałe rady, a przede wszystkim, podczas gdy z Dodikiem dzieli państwo (…), sam się do nich stosować.(…) Moje zdanie świetnie odzwierciedla graffiti: Harise, pomóż narodowi – jedź do Turcji!”:)
No, no, Hary „błysnął inwencją”, ciekawe co by zrobił słysząc niektórych moich (boszniackich) znajomych myślących o wyjeździe do Belgradu - „bo to takie duże, fajne miasto” (czyt.miasto większych możliwości) (sic!:)
*
Uff, ale to nie koniec - jakby tego było mało, casus „Jurišić” wyciągnął na światło dzienne „nieporozumienia” – inaczej – brak porozumienia między prokuratorami Serbii i BiH (państwa te nie mają podpisanej odpowiedniej umowy, która gwarantowałaby transparentne postępowanie i współpracę w sprawach takich jak ta, a i dobrej woli brak…), spowodował też prawdziwą „wojnę na słowa” między naczelnym tyg. „Dani” Seadem Pećaninem z jednej a serbskim prokuratorem i jego rzecznikiem z drugiej strony. Panowie od paru dni „dyskutują” (na łamach prasy i internetu) kto kogo opluł, okłamał, obraził i „wyrwał z kontekstu”, a prokuratorzy próbują dowodzić swoich racji w stylu „to myśmy chcieli pierwsi, a wyście nie chcieli…, nie, to myśmy chcieli, tylko wyście chcieli to, a myśmy chcieli tamto…” ble, ble, ble, detali oszczędzę.
*
Teraz, w krótkich słowach – dlaczego ten (przy)długi wywód?
Bo w CNN przecież o tym nie powiedzą:); ale poważnie - dlatego, że pokazuje to, iż (naturalnie jeśli chodzi li tylko o kwestie sądowe) to takie właśnie – lokalane sprawy są dla Bośniaków najważniejsze.
Proces Slobo, „Psychiatry”, czy Plavšić, łowy na Mladicia – tak, to jest niezwykle ważne; ale dopóki przeciętni mieszkańcy BiH będą rozbijać głowy o problemy takie jak opisany (bo np. odpowiednie instytucje są niewydolne – częściowo wina „Daytona” czyt. Zachodu, bo brak odp. umów bilateralnych, bo wpływ polityków, bo presja opinii publicznej czyt.wyborców w poszczególnych byłych Yu-republikach … itd. itp.) o sprawy - które dotyczą bezpośrednio ich i ich sąsiadów, dopóty pomysły panów Dodików i Alispahiciów będą padać na podatny grunt i żaden Dayton ani Butmir I i Butmir II nic tu nie pomoże, a pan Karadžić w (dożywotniej miejmy nadzieję) celi z panią Plavšić na wolności będą oglądać plony swoich zasiewów. A my „Europejczycy” najpierw poprzyglądamy się procesowi Karadžicia (a i to nie wszyscy…), po wyroku szybko o nim zapomnimy mając czyste (co się jeszcze okaże…:) sumienie, że sprawiedliwości stało się zadość, a potem – sorry za patos – będziemy się nadal dziwić, o co znów chodzi w tym „dzikim” kraju…?
*
No, to tyle na razie, a poza tym wszystko gra:
BiH wygrała z Estonią 2:0 :), tym samym będzie jednak komu „navijać” w RPA:), na dniach rozpocznie się wydawanie pierwszych paszportów biometrycznych – krok bliżej do ruchu bezwizowego, a na Sarajewo spadł pierwszy śnieg!:):):)
*
Źródła: e-novine, sarajevo-x.com, „Dani”;

Ba.rdzo dużo zaległości


Cóż, ponieważ ta część mojego mózgu, która odpowiada za BiH:) powoli ulega przeciążeniu, więc szybko nadrabiam zaległości informując co następuje:
*
Nie wczoraj, jak początkowo planowano, ale za tydzień rozpocznie się proces Radovana Karadžicia; a tymczasem już za kilka dni opuszcza więzienie Biljana Plavšić. Jak wiadomo, 79-letnia była prezydent Republiki Serbskiej, odsiedziawszy w szwedzkim więzieniu 2\3 kary, została decyzją sądu w Hadze ułaskawiona. Sędzia Robinson był „przekonany, że zgodnie ze szwedzkim prawem (…) p. Plavšić należy się zgoda na przedterminowe opuszczenie więzienia”. Przekonania tego nie dzieli spora część opinii publicznej w Bośni (i nie tylko). Komentując ten fakt Željko Komšić stwierdził, że szanując decyzje prawomocnej instytucji, jednocześnie czuje się rozgoryczony: „…o decyzji haskiego sądu można powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, że jest sprawiedliwa”. Nie bawiły się w dyplomację „Majke Srebrenice i Žepe” oraz członkinie organizacji „Žene, žrtve rata” nazywając postępowanie sądu w Hadze „haniebnym”.
*
Plavšić, która w 2001 roku dobrowolnie oddała się w ręce haskiej prokuratury, po tym jak z ówczesną prokurator Carlą del Ponte zawarła ugodę - przyznanie się do winy za „zbrodnie przeciw ludzkości” popełnione na terenie BiH, oraz prześladowanie ludności nieserbskiej w zamian za odstąpienie od 7-miu pozostałych zarzutów, m.in. za ludobójstwo - dwa lata potem została skazana na 11 lat więzienia. Wyrok odsiadywała w Szwecji.
*
Haski sąd przedterminowo uwalniając B.P. powołał się na: „świadczenie Plavšić w sprawie M.Krajišnika, dobre sprawowanie (?!!!) oraz przyznanie się do winy”. W to ostatnie akurat nikt już nie wierzy, choćby dlatego, że swego czasu zdementowała je sama „fałszywa pokutnica” – jak określiła Plavšićkę Slavenka Drakulić w swoim tekście opublikowanym w portalu H-alter.org;
Chorwacka pisarka, która jak się zdaje, sama na moment dała się zwieść „wyznającej swe winy” przed sądem Biljanie (S.D. „Oni nie skrzywdziliby nawet muchy”), pisze teraz tak: „Wtedy wydawało się, że jest jedyną odważną, w przeciwieństwie do tych wszystkich „prawdziwych mężczyzn”, którzy pochowali się w mysie dziury i pouciekali po świecie; że ta kobieta, zdolna jest ponieść konsekwencje swoich politycznych decyzji”. Oświadczenie Plavšić, zostało przyjęte przez jej rodaków z wybitnym niezadowoleniem, co jeszcze bardziej uwiarygadniało fakt, że Plavšićka, jak twierdziła - przeszła duchową przemianę.” Biblia i wielki krzyż na szyi były wtedy nieodłącznymi atrybutami byłej prezydent. „Jednakże, jakby na potwierdzenie tezy, że kobiety we wszystkim co robią, muszą być przynajmniej dwa razy lepsze – względnie gorsze! – od mężczyzn (…) Plavšićka była najbardziej radykalnym politykiem [RS]”.
*
Tej wiosny Plavšić udzieliła wywiadu szwedzkiej prasie, w którym przyznała, że jej pokajanie się było li tylko zwykłą farsą, a winę wzięła na siebie z pobudek patriotycznych, by oszczędzić swojemu narodowi zarzutów zbiorowej odpowiedzialności za zbrodnie. Florence Hartmann wspomina w swojej książce, że kwestie zredagowania i przedstawienia tejże decyzji pozostawiła swojemu adwokatowi (…), co też uczynił w jej imieniu na konferencji prasowej; tym samym (i dzięki naiwności sędziów) Plavšić umknęła minimum 25-letniej karze więzienia, grożącej za ludobójstwo. Rok potem Plavšić – wbrew [ustnej] umowie zawartej z del Ponte – odmówiła świadczenia przeciw Miloševiciowi, a (za przeproszeniem) „zrobionej w balona” prokurator miała powiedzieć prosto w oczy: „Teraz, po ogłoszeniu 11-letniego wyroku mogę stwierdzić, że jestem niewinna”.
*
Sama Carla del Ponte w swojej autobiografii poświęca Plavšićce niecałe dwie strony wspominając m.in., że po tym jak w 2002r. Plavšić przyznała się do winy, przed ICTY pojawiła się „fantastyczna szansa”, bo B.P. jako bliska współpracowniczka R.K. i wielokrotna rozmówczyni Miloševicia mogła być kluczowym świadkiem oskarżenia w procesie tego ostatniego. „B.P. pierwszy raz skontaktowała się z nami pod koniec 2001r. Zadzwoniła z Belgradu i powiedziała, że wie o istnieniu gotowego aktu oskarżenia i gotowa jest poddać się dobrowolnie. Spotkałam się z nią niedługo po jej przyjeździe do Hagi. Siedziałyśmy w moim gabinecie i paliłyśmy papierosy. Pamiętam, że (…) sprezentowałam jej paczkę „Marlboro Goldsa” przypuszczając, że w holenderskim więzieniu ciężko dostać prawdziwe „Marlboro” i (…) mając nadzieję, że gest ten może opłaci mi się w przyszłości. Starała się rozmawiać ze mną jak kobieta z kobietą. Na sobie – niczym angielska dama - miała grubą, twidową spódnicę. Powiedziała mi, że jest doktorem biologii, a zaraz potem zaczęła mnie przekonywać o wyższości serbskiego narodu. Od bzdur, jakie przy tym wygadywała, robiło mi się niedobrze, więc szybko zakończyłam rozmowę. Szczerze życzyłam jej, by Trybunał skazał ją na dożywocie.”
Kilka miesięcy potem, jak wiadomo Plavšić „się pokajała”, a del Ponte przystała na ugodę. „Moim najpoważniejszym błędem – pisze pani prokurator – było to, że nie zażądałam od niej zobowiązania na piśmie, że będzie świadczyć przeciw pozostałym oskarżonym (…) [a] ona mnie oszukała. (…) Miałam wrażenie, że moje osobiste stosunki z Plavšić, mimo głupot jakie opowiadała (…) były serdeczne i że mogę jej wierzyć. Powtarzam – to był mój błąd. W chwili odczytywania wyroku wstała, a potem przeczytała oświadczenie pełne ogólnikowych mea culpa (…). Wstrząśnięta słuchałam jej wyznania, ze świadomością, że to w istocie zwykłe bajdurzenie. Prokuratura na końcu zażądała 25 lat węzienia.” (…) „O sobie mówiła jako o ofierze okoliczności – pisze C.dP. o kolejnym spotkaniu z B.P. - (…) przyznała, że poczuwa się do odpowiedzialności moralnej, ale odmawiała wzięcia na siebie odpowiedzialności prawnej. „Jeśli naprawdę uważa się pani za niewinną – stwierdziła del Ponte – to znaczy, że pani adwokat źle zrobił radząc pani, by przyznała się pani do winy.” Del Ponte zaznacza wyraźnie, że usłyszawszy te „sensacje” od razu postanowiła przekonać sąd, że przeciw Plavšić należy wnieść nowy akt oskarżenia. „I wciąż czekam na odpowiedź” – kończy del Ponte w swej książce wątek byłej prezydent RS.
*
Co czeka teraz ze straszną\starszą panią? Na razie powitanie w RS i kwiaty od Dodika. Potem zapewne spokojna starość gdzieś w Serbii lub RS. Pewnie, konsekwentnie, nie będzie chciała zeznawać w procesie byłego zwierzchnika Radovana K., z którym jej stosunki nie zawsze układały się idealnie; Karadžić m.in. wykluczył ją z partii, po tym jak Plavšić (spotkawszy się w Banja Luce z M.Albrihgt) miała przekonywać go do pomysłu „wspólnoty międzynarodowej” – zamiany Bośni na „daleką emigrację” jako alternatywy chroniącej go przed ICTY. Karadžić nie zamierzał opuszczać Bośni, bał się ponoć zostawić Plavšić samą, która według niego, zbyt łatwo ulegała rozkazom Amerykanów” (F.Hartmann, Mir i kazna).

„Sarajewska profesor biologii – pisze Drakulić - studentka zagrzebskiego uniwersytetu, amerykańska stypendystka, mieszkająca w NY, Londynie i Pradze (…) oczytana i wykształcona, znająca języki obce (…) otóż–ta dama (…) miała w zwyczaju twierdzić, że zabijanie Muzułmanów jest „czymś naturalnym”.
Plavšić, o czym pisze w swej książce F. Hartmann, skarżyła się, że w więzieniu siedzi razem „z kryminalistkami, prostytutkami i narkomankami”, oraz że żadna z jej współwięźniarek nie przeczytała w życiu jednej książki, a traktowane są identycznie.
„Który to już raz okazało się, że wykształcenie nie jest żadną gwarancją moralnego zachowania. W końcu i Karadžić jest oczytany i wykształcony, a do tego – poeta, dokładnie tak, jak Edward Limonow, który ze wzgórz strzelał na Sarajewo” – podsumowuje gorzko Drakulić.
*
Kończąc warto wspomnieć o jeszcze jednym gorzkim wyroku. Otóż mniej więcej w tym samym czasie, kiedy sąd w Szwecji zwalniał Biljanę Plavšić, sąd w Hadze skazywał… Florence Hartmann. Ta tak niezwykle zajęta instytucja (tak zajęta, że z braku czasu na solidne procesy, z list zarzutów wobec oskarżonych, w tym Miloševicia i Karadžicia, poznikało „parę” punktów) wyjątkowo szybko ukarała byłą dziennikarkę i rzeczniczkę Carli del Ponte, za to, że we wspomnianej tu książce, dopuściła się ujawnienia spraw okrytych klauzulą tajności(?!). Hartmann nie pozostaje nic innego jak napisać kolejną (naprawdę sensacyjną:) i dobrze zarobić, bo orzeczona kara wynosi 7.000Eu!
*
Źródła: e-novine, sarajevo-x.com,
F.Hartmann „Mir i kazna”, Profil, 2007;
Carla del Ponte, Ch.Sudetić „Carla del Ponte - pani prokurator”, Profil, 2008

niedziela, 4 października 2009

Te co skaczą i fruwają...

...dzisiaj swoje święto mają...
Trzeba przyznać, że gdyby człowiek na poważnie wierzył w reinkarnację, to musiałby całe życie modlić się o to, by w następnym wcieleniu nie zostać zwierzęciem, w dodatku zwierzęciem na Bałkanach, gdzie los "tych co miauczą, buczą i szczekają" jest delikatnie mowiąc niewesoły.
Dlatego w Światowy Dzień Zwierząt, obchodzony na całym świecie od 1931r. z radością przyjmujemy wieść o ostatecznym powstaniu w BiH Ustawy o ochronie zwierząt. Ustawa (która miejmy nadzieję, nie stanie się kolejnym "martwym słowem na papierze") po wejściu w życie ma w zamierzeniu zapobiegać okrucieństwu wobec zwierząt; z pewnością postara się o to kilka prężnie działających w BiH organizacji, m.in. SOS Sarajevo, która od lat dąży do wprowadzenia zakazu organizacji na bh wsiach tradycyjnych korrid (walk byków). Przewodniczący organizacji Velimir Ivaniszević uważa, że organizacja korrid nie ma nic wspólnego z bośniacką tradycją, "a jest wyrazem swojego rodzaju prymitywizmu. (...) Organizatorzy tych imprez [z których najbardziej znaną jest korrida w Cevljanovići] twierdzą, że sprzyjają one nawiązaniu przerwanych w czasie wojny więzi towarzyskich; bardzo licznie bierze w nich udział bh diaspora. Ale, ci sami ludzie którzy przyjeżdżają zza granicy, w krajach gdzie żyją szanują cywilizowane prawo, ale po przekroczeniu [bh] granicy po prostu dziczeją...". Do tego dochodzi też czynnik finansowy - tylko jednego dnia impreza skupia ok.100tys. widzów..., z których [zbyt] wielu upiera się, że "tradycja rzecz święta"...
Ech, łapy i kopyta opadają... wszystkie cztery...
*
Na zdjęciu - rozkoszne "mrrr... i mijau" prosto z Czarnogóry. Jak wykazały wieloletnie badania (niezbyt skomplikowane:) koty ex-Yu republik porozumiewają się "ijekawsztiną" ...:)




Dlaczego Kotor to Kot-or...










Czy wyglądam na zadowolonego...? Mijau z zagrzebskiego Kaptola...


A ja tu po prostu pilnuję Mostaru... (i mostu...:)




niedziela, 13 września 2009

Koniec i\czy początek...?

Koniec misji OHR-u w BiH. Tak przynajmniej donosi cytowany przez bh portale "Tagesspiegel". "Wielu zagranicznych dyplomatów uważa OHR za główną przeszkodę rozwoju BiH, co mogłoby być powodem końca jego misji już w listopadzie tego roku". Ponoć nie ma też wątpliwości co do zakończenia na terenie BiH bytności wojsk EUFOR-u, co zresztą, jak twierdzi gen. Stefano Castagnotto, jest problemem natury politycznej, nie wojskowej. "Eksperci UE uważają że [w BiH] nie należy spodziewać się ani wojny, ani stanu bliskiego wojnie", mimo to tzw.wspólnota międzynarodowa zastanawia się "co z tą Bośnią?" i rzecz jasna nikt nie wie co z tym fantem... . "Dopóki istnieje urząd wysokiego przedstawiciela, któremu zawsze można podrzucić "konia trojańskiego" lokalni politycy nie są zainteresowani by samemu znajdować kompromisy" - uważają unijni dyplomaci.
Aktualny wysoki przedstawiciel Valentin Inzko jest umiarkowanym optymistą, uważa że najważniejszym warunkiem dla wycofania misji OHR-u jest pozytywny klimat polityczny (no to se poczekamy...:), a koniec misji EUFOR-u przed wyjazdem urzędnikow cywilnych UE wyklucza w zupełności.
Tyle plotek...
*
To teraz wracamy na początek: początek procesu Radovana Karadzicia, który ma się rozpocząć w przyszłym miesiącu (19.10).
Przygotowania do procesu trwały ponad rok, po tym jak Karadżić alias Dabić został schwytany w Belgradzie i przekazany sądowi w Hadze. Jedyną przeszkodą do rozpoczęcia sądzenia jest na razie... skarga oskarżonego, którą sąd musi rozpatrzyć; w zażaleniu Karadżić próbuje dowieść, że w ogóle nie powinien być sądzony czego podstawą miałoby być porozumienie zawarte ze specjalnym wysłannikiem ONZ R.Holbrookiem tuż po jugosłowiańskiej wojnie domowej.
Do tego Karadzić, oskarżony m.in. za masakrę na sarajewskim Markale, domaga się na swoim procesie obecności świadków, którzy już występowali w tej sprawie. "Niemożliwe jest wspólne życie i życie blisko siebie - twierdzi Radovan K. - jeśli utrwala się to kłamstwo, że za Markale odpowiedzialni są Serbowie." ("Hercegovacke novine", 28.08.09)
Od prokuratury zażądał także dodatkowych wyjaśnień, jak np. co rozumie się pod pojęciem "ludzie", a co "dzieci", bo "dzieci nikt nie zabijał (...)".
Karadzić (cóż za dobre wychowanie!) podziękował odchodzącemu ze stanowiska (ponoć z przyczyn osobistych) sędziemu Ianowi Bonomy'emu za "trud jaki włożył w przygotowanie procesu". "Oczywiście panu przypadło w udziale tylko wypowiedzenie tego początkowego 'not guilty' (R.K. ma tu zapewne na myśli domniemanie niewinności). Wygląda na to że końcowe 'not guilty' będzie musiał powiedzieć ktoś inny".
Przekonanie o swojej niewinności nie opuszcza Karadzicia, także w wywiadzie, jakiego udzielił agencji Reuters. "Spełniłem swój obowiązek, bez chęci osiagnięcia osobistej korzyści". Felietonista sarajewskich "Dani" Marko Veszović pisze z goryczą: "Wierzę mu. (...)Kto jest w stanie stojąc na stosie trupów stwierdzić: 'mam czyste sumienie' mówi szczerze i trzeba mu wierzyć." "Jeśli mu się wydaje że oszuka Reutersa, niech chociaż nie myśli że może oszukać nas którzy go znamy na wylot(...)".
"Nie żałuję że brałem w tym udział - napisał Reutersowi były prezydent RS - nie żądałem publicznej funkcji, ale otrzymawszy ją swoje obowiązki wykonywałem w najlepszym interesie ludzi bliskich memu sercu".
"W najlepszym interesie ludzi bliskich jego sercu zabił np. 8 tys. w Srebrenicy...(....)" pyta Veszović. "Dabić twierdzi, że będzie czuł się wolny bez względu na to gdzie spędzi czas do końca życia. Wierzę - pisze dziennikarz - długo był w szczęśliwym związku z Ljiljom, która nie jest żoną tylko dożywotnią karą, więc życie bez niej nie może nie być dożywotnią wolnością:):)".
Gwoli dygresji - w czasie poszukiwań Karadzicia w regionie krążyły liczne dowcipy o Ljiljanie Karadzić. "Teraz to już na pewno się nie podda" - mawiano, gdy do ujawnienia się i oddania w ręce policji publicznie wezwała Radovana jego żona.:)
*
Wracając do wywiadu - wzbudził on wiele kontrowersji, nie tylko ze względu na osobę Karadzicia i jego słowa, ale i samą agencję Reuters, która, wg wielu dając oskarżonemu o ludobójstwo szansę wypowiedzenia się publicznie popełniła niewybaczalną gafę. "(...) ten wywiad jest głęboko nieetyczny i godzi w ofiary (...). Naprawdę dziwię się tak (...) szacownej agencji. (...) tłumaczę to wyłącznie ignorancją i tym że nie byli świadomi tego, że Karadzić da im sztampowe odpowiedzi, które my tutaj (...) doskonale znamy, i dobrze wiemy co on chciał powiedzieć i co by powiedział. I to właśnie zrobił." Z publicystką Svetlaną Slapszak zgadza się (mój ulubiony!) Petar Luković - serbski dziennikarz mówi: "(...)Nie czuję żadnego dziennikarskiego zainteresowania rozmową z psychopatą takim jak Karadzić, i w ogóle nie widzę potrzeby komentowania słów [tego] psychopaty". Bezsens rozmowy z Karadziciem Luković tłumaczy następująco ": "Nie przyzna że jest winny. Nie przyzna że prowadził wojnę ze swoich szaleńczych, zbrodniczych, czy nie wiem jakich jeszcze geriatrycznych pobudek. (...) nie przyzna że był ideologiem który stworzył to wszystko przy współpracy z Serbią, że brał udział w wojnie (...) jak Miloszević i pisarze i UDBA i SANU i nie wiem kto jeszcze. On tego nie powie!"
S.Slapszak dodaje, że przesądzajacym argumentem przeciw takim wywiadom jest brak kary śmierci:"(...)Oni [oskarżeni o zbrodnie w Hadze] nie szukają możliwości ratowania życia (...), tak że (...) tym samym nie ma żadnego powodu by poświęcać tym ludziom jakąkolwiek przestrzeń publiczną i dawać możliwości by powiedzieli coś, czego celem nie jest ratowanie swojego życia, ale mówiąc otwarcie - prowadzenie polityki."
*
To nie koniec wątku "media i zbrodniarze" w bh prasie. "Slobodna Bosna" (27.08.09) publikuje wywiad z rzecznikiem oddziału serbskiej Prokuratury d\s ścigania zbrodni wojennych Bruno Vekariciem. Instytucja ta, ścigająca zarówno zbrodnie serbskie popełnione na "nie - Serbach" i zbrodnie dokanane na ludności serbskiej podczas wojny, wzięła się za ściganie dziennikarzy odpowiedzialnych za "dorzucanie ognia do pieca". "Podstawą dochodzeń w takich sprawach są zeznania ochotników wojennych, którzy twierdzili, że zdecydowali się "iść na wojnę", bo widzieli [odpowiednie] programy w telewizji". Vekarić przytacza tez przykłady manipulacji medialnych: Nasze śledztwa pokazują jakie są konsekwencje tego że w gazecie pokazuje się na stronie tuytułowej dziecko płaczące na grobie matki, podczas gdy zdjęcie pochodzi z 19-go wieku, albo kiedy reporter, który jakoby zdaje relację z Vukovaru, a naprawdę siedzi w Pancevie mówi że ta i ta ulica została wyzwolona, i żołnierze którzy go słuchają idą na tę ulicę napić się i wtedy przeciwna strona ich wybija...".
Oczywiście nie zabrakło tu pytania o Mladicia: "Cała Serbia jest zakładnikiem Mladicia.(...) Mladić dużo kosztuje ten kraj. (...)Nie mogą emeryci, służba zdrowia, edukacja, sądownictwo zaciskać pasa, kiedy Mladić trzyma naród jak zakładników" - twierdzi pan Vekarić zarzekając się że 10.000 policjantów nie robi nic innego, jak tylko szuka generała.
(?!)
Na plus niewątpliwie trzeba zaliczyć serbskiemu sądowi skazanie braci Lukić na maksymalną (serbską) karę 20 lat; (w Hadze Milan Lukić niedawno dostał dożywocie);
Żeby już, choć na chwilę, zamknąć te śledztwa, procesy i sprawy z kronikarskiego obowiązku donoszę, że z wielkim oporem, acz jakoś idzie proces Vojislava Szeszelja (który m.in. w haskim więzieniu zdążył już opublikować "dzieła zebrane" na swój temat, obrazić, zastraszyć i ujawnić ważnych świadków procesu); w decydującą (ponoć) fazę wchodzi proces chorwackich generalów: Gotoviny, Markaca i Cermaka (wyroki mają być ogłoszone wiosną 2010);
Jak donoszą cytowane już "Hercegovacke ..." w całym regionie zginęło lub zaginęło ok.120.000 ludzi, poszukuje się 16.000; wg oceny organizacji pozarządowej "Documenta" do 2020r przed sądem powinno stanąć ok. 1200 podejrzanych o zbrodnie, a to i tak mało w porównaniu z oczekiwaniami.

czwartek, 10 września 2009

Zimna kafa dla Tadicia

Znowu dyplomatyczny zgrzyt na linii Sarajevo-Belgrad. W zeszły wtorek BiH odwiedził prezydent Serbii Boris Tadić, właśnie - czy na pewno BiH? Pełniący obecnie funkcję przewodniczącego Prezydium BiH Haris Silajdzić zwany "Harym" ma poważne wątpliwości, które postanowił czarno na białym wyłuszczyć w nocie protestacyjnej, jaką planuje posłać do Belgradu. Siljadziciowi nie podoba się sposób i powód wizyty Tadicia, a tą było uroczyste otwarcie szkoły w podsarajewskich Palach; szkoły o nazwie "Serbia". Sposób - bo serbska ambasada w Sarajewie poinformowała MVPBIH (MSZ BiH) li tylko, że "organizację wizyty przejmuje protokół dypl. Republiki Serbskiej."
"Przyjazd Tadicia to atak na BiH" stwierdził "Hary", "na suwerenność i międzynarodową podmiotowość BiH". Oznacza także, że RS występuje w komunikacji międzynarodowej jako podmiot.
Serbia zignorowała więc, wg Silajdzicia, zwyczajowe procedury dyplomatyczne, co zagroziło suwerenności Bośni. Chodziło tu także o sposób w jaki Tadić przekroczył bośniacką granicę (tj. bez wcześniejszego, czy też - zbyt późnego powiadomienia o tym fakcie bośniackich służb granicznych).
Ufff... tyle "dyplomacji". Narody, w tym Bośniacy, dla których Hary raczej nie jest bohaterem z ich bajki, w swoich komentarzach w dyplomację się nie bawiły:
*Hary, przyznaj, Dodik to twój najlepszy kolega (...) BiH obchodzi cię tyle co zeszłoroczny śnieg...[przypomnijmy - dzieci Siladzicia uczą się za granicą..:]
*(...) a co zrobiłeś, by do tej szkoły chodziły bośniackie dzieci...?
*W wizycie Tadicia nie widzę nic złego, jak i nie widzę w otwarciu meczetu Kralja Fahda, ostatecznie lepiej otwierać szkoły niż meczety...
*A "bośniacki koledż" i "gimnazjum tureckie" nie przeszkadza...?
*Mesić zeszłym razem był w Tuzli, nie przyjechał do Sarajeva i nikt się nie oburzał...
*Patrzecie, patrzcie, ci Serbowie, prawdziwi złocyńcy, zbudowali szkołę i otworzyli wczoraj, a Harisa nikt o nic nie zapytał. To dopiero zbrodnia...
***
OK, mam wrażenie, że nazwa dobra dla hotelu:) niekoniecznie jest dobra dla szkoły, a Tadić chyba nie do końca przemyślał swój krok... Z drugiej strony bardziej niż do Tadicia Haris powinien mieć pretensje do kolegów z RS-u (i do siebie) że wizyty prezydenta nie zorganizowali wspólnie...
Dodajmy jeszcze, że przy okazji wizyty Tadić dementował pogłoski o swoim poparciu dla kolejnego podziału BiH na 4 części administarcyjne -propozycji Dragana Czovicia. "Prezydent Tadić szanuje integralność i suwerenność BiH i uważa, że porozumienie z Dayton może zostać zmienione tylko za zgodą wszystkich trzech narodów - Boszniakow, Serbów i Chorwatów." - ogłoszono z prezydenckiego gabinetu.
*
OK. Przejdźmy do spraw przyjemniejszych. Teraz będzie o czymś na czym się kompletnie, ale to komletnie nie znam:) O futbolu!:)
Nie byłoby o tym słowa, gdyby wczoraj Bośnia i Hercegovina nie zremisowała u siebie z Turcją!
Wynik 1:1 został entuzjastycznie przyjęty przez bh kibiców, bo tym samym reprezentacja BiH utrzymała 2 miejsce w swojej grupie (5) w kawilifikacjach do Mistrzostw Świata w RPA.
Z komentarzy internautów za przeproszeniem rozwalił mnie ten: "Nasi przeciw naszym, gdzie to jeszcze możliwe...:):)"
*

środa, 9 września 2009

Bosanski lonac

Oj nazbierało się trochę i jest co do bh gara włożyć. A i podgrzewać specjalnie nie trzeba, nie tylko z powodu piekielnych upałów; te zresztą zbiegły się z okresem Ramazanu i końcówką sezonu turystycznego, co ewidentnie wpłynęło na senną ostatnio atmosferę nagle wyludniałego szeher Mostaru. Dlatego też, w celu podniesienia sobie ciśnienia należy podejść do pierwszego z brzegu kiosku z bh prasą, co uczyniwszy niniejszym donoszę, że:
* Nie ustają komentarze w kwestii skreślenia BiH z tzw. "białej listy Schengen", co znaczy ni mniej ni więcej, że bh obywatele nadal nie mają wjazdu do Europy bez wiz. Być może sprawa nie wzbudziłaby takich gorących reakcji, gdyby nie fakt, że pozwolenie takie od Komisji Europejskiej, która decyzję podjęła otrzymała Serbia. "Ratko Mladić już nie potrzebuje wizy do UE!" - obwieścił sarajewski tygodnik "Dani" (24.07.09). Oberwało się nieźle przewodniczącemu Rady Europy Carlowi Bildtowi, który na pytania o "gettoizację" BiH, która wg bh mediów ponownie padła ofiarą fatalnych międzynarodowych decyzji odparł, że Bośniacy są ofiarami swoich nieudolnych polityków". A co zrobili "kulturalni dyplomaci" w zonach ogłoszonych strefami bezpieczeństwa? Nic.
Mieszkańcom Bośni "dyplomacja" Bildta, który był jednym z pierwszych wysokich przedstawicieli w BiH, kojarzy się wyłącznie z aferami i skandalami (finansowymi i ...miłosnymi:), oraz z jego świadczeniem na korzyść Biljany Plavszić podczas jej haskiego procesu. Bildt od dawna opowiada się za likwidacją "uprawnień bońskich", transformacją OHR-u w urząd specjalnego przedstawiciela, mocno lobbuje także na rzecz wstąpienia Serbii do UE.
Inne stanowisko w sprawie zajął Christian Schwarz-Schilling (b.wysoki przedstwaiciel, to ten od "kochania Bośni za gratis":), twierdząc że decyzja Unii to "niewiarygodne uchybienie". Przewodniczący Rady Ministrów BiH Nikola Szpirić portalowi sarajevo-x.com mówi: "Bośniaccy Chorwaci mogą podróżować po Europie z chorwackimi paszportami, a bh Serbowie z serbskimi, mogłoby to więc oznaczać, że dwa sąsiednie kraje pochłonęły suwerenność jednego [bh] państwa... (...)"
"Za Tity (cytuje sarajevo-x.com niemiecką "SZ") jugosłowiański paszport był najlepszy na świecie. Serbowie, Bośniacy, Macedończycy mogli jeździć dokąd chcieli. (...) Po ostatnich wojnach miliony ludzi z tego regionu znalazło się w "wizowym getcie", z którego zdołają wyjść tylko ci którzy są w stanie zebrać 70eu na wizę. (...) 70% studentów z Serbii nigdy nie było za granicą. (...) Podróże kształcą (...), pomagają obalać stereotypy, które wielu na Zachodzie wykazuje w stosunku do mieszkańców Bałkanów. I odwrotnie. (...) z formalnego punktu widzenia decyzja UE jest prawidłowa, bo kraje te nie wprowadziły [na czas] paszportów biometrycznych. Ale, taka decyzja ma też fatalne psychologiczne konsekwencje".
Bośniacy (Bosanci) doskonale wiedzą w jakim kraju żyją. Większość komentarzy jakie udało mi się czytać na ten temat to teksty krytyczne wskazujące przede wszystkim na winę i niezdolność bh polityków do wyprowadzenia BiH z zapaści. Jednak poczucie "ukarania" i pozostawienia Bośni przez tzw. Europę na lodzie jest bardzo silne. Decyzja Komisji Europejskiej, jak twierdzi wielu komentatorów, jest na rękę tym bh politykom, którzy pragną destabilizacji kraju, w zwykłych Bośniaków ugodził też fakt, że niefortunna decyzja ogłoszona została kilka dni po uroczystościach rocznicowych w Srebrenicy. Tym samym, wg Boszniaków, unia "nagrodziła" serbskich zbrodniarzy, a "ukarała" ofiary.
Nie wiadomo, czy urzędnicy Komisji Europejskiej zdają sobie sprawę, jak w sumie absurdalną decyzję podjęli? Absurdalną, bo ogromna część mieszkańców BiH - Serbowie i Chorwaci na mocy tejże dezycji bez wiz jeździć "u bijeli svijet" może, pozostali - czyli Boszniacy (Muzułmanie) - nie. Osobiście nie znam bh Chorwata, który nie posiadałby chorwackiego paszportu... ups, sorry - Komszić go nie ma. Ale jego nie znam osobiście. Niestety:)
Cóż, jak wszystko inne także równość i braterstwo po bośniacko-hercegowińsku jest szczególnego rodzaju; nie polega na tym, że wszyscy mają to samo, po równo. Nie, jedni mają przywileje wewnątrz państwa, inni poza nim. Równowaga w przyrodzie zachowana? Zachowana.
Ale, ale, wszystko jest do zrobienia. "Slobodna Bosna" (23.07.09) drukuje "Krótki kurs - jak przechytrzyć Unię Europejską". Nic prostszego, trzeba tylko postarać się o paszport któregoś z sąsiednich państw. Dla zainteresowanych tygodnik podaje, że o obywatelstwo Republiki Chorwacji mogą starać się wyłącznie Chorwaci; tak więc mają je już wszyscy, którzy mają do niego prawo:). Dla tych co zaspali: na chorwacką "putownicę" trzeba wyłożyć ok.90Eu i poczekać od 6 miesięcy do roku.
W porównaniu z tym paszport czarnogórski można dostać migiem - w dni siedem:). Należy tylko udowodnić swoje urodzenie na terenie Czarnogóry lub czarnogórskie pochodzenie. Aha, i 180Eu sie przyda. "Wadą" tego kroku, jest przymus zrzeczenia się bh obywtelstwa...
Naprawdę zdesperowani Bośniacy mogą stanąć w kolejce w Ambasadzie Serbii. O obywatelstwo serbskie może bowiem starać się każdy pełnoletni obywatel byłej Yugi bez względu na narodowość i wyznanie. Musi jeszcze tylko wykazać swoje 3-letnie pomieszkiwanie na terenie Serbii, lub zwiazać się węzłem małżenskim z jej obywatelem. I gotowe. Jeszcze ok.250Eu. I po zaledwie 2 latach serbski paszport w kieszeni.
Rzecz jasna ogromna część bh Serbów ma go od dawna, a ci, którzy staną w kolejce dopiero teraz ze strony władz Serbii mogą liczyć na procedurę paszpotrową w wersji light.
Co roku w Sarajewie wydaje się ok.300 paszportów nowym serbskim obywatelom, a jak się można spodziewać zainteresowanie w\w dokumentem w najbliższym czasie wzrośnie.
Aby jednak nie zmuszać swoich muzułmańskich obywateli do pójścia w ślady Emira\Namanji Kusturicy i przechodzenia na prawosławie tudzież katolicyzm (jak mówią niektórzy - do powrotu do "chriszczanstwa":) 18 bh instytucji musi spełnić jeszcze 48 warunków, najlepiej do końca tego roku... (?!), wtedy właśnie UE ma ponownie rozpartywać wniosek o zniesieniu wiz dla obywateli BiH.
Wg statystyk od końca wojny z bh paszportu dobrowolnie zrezygnowało 40.643 Bośniaków.
c.d.n.
*
No, jeszcze tylko te wizy i niczego nam więcej do szczęścia nie trzeba... Kahva\kafa\kava i tak najlepiej smakuje TUTAJ:)

sobota, 22 sierpnia 2009

Mubarak Ramazan!



Ramazan Serif Mubarek Olsun!

wtorek, 4 sierpnia 2009

BA.rdzo dużo fotek

No to płyniemy, w górę Bosny...

Różowy domek na mezarluku... witamy w Bośni:)

W Saraju bez zmian, Inat Kuća stoi nadal tam, gdzie stała,
nie ina(t)czej;


A kahvę nadal parzymy w dżezwie...





Morića han nadal znajduje się na Saraci 77








Tutaj przed państwem budynek Starej Apteki, w której Franciszek Ferdynand kupował maść na hemoroidy... dobra żart, nie zdążył...:)

Na Markale praca wre...



I vjecna vatra wiecznie żywo płonie...








I Marszałek wiecznie żywy... (Josip Broz dobar skroz:)



Która godzina, wpół do komina, sahat otwarty, jest wpół do czwartej....:)










Ciiiii...






Hotel "Europe" (?!)
Strażnik przy wejściu wyjaśnił mi, że tak jest bardziej po europejsku...:)











Tym panom nikt nie wmówi, że czarne jest czarne,
a białe białe... czy jakoś tak...:)












Gołębie nadal bez żenady "zdobią" Sebilj...:)

A ku, ku!

















Niestety, trzeba jechać dalej...



















No to jedziemy...

I jedziemy...



Divno plavo nebo Hercegovine
U srcu tvoje rijeke, tvoje planine...









Partyzancki duch niezmiennie unosi się nad Jablanicą...










A artystyczny nad sennym Pociteljem...


*wszystkie zdjęcia z lipca b.r.




















poniedziałek, 3 sierpnia 2009

"Stary" ma 5 lat!

Stary Most rzecz jasna. Właściwie Nowy\Stary, jak nazywają go teraz mieszkańcy Mostaru. Dokładnie 23.07.2004 oddano uroczyście do użytku zniszczony przez chorwackie wojsko(mistrz Hajrudin zapewne przewracał się w turbe...) kamienny most na Neretwie - symbol miasta, wybitny hercegowiński zabytek epoki osmańskiej (1566).
(Pyszne historie o Starym podaje m.in. B.Jezernik w "Dzikiej Europie..."). Tyle tytułem przypomnienia.
Teraz wyznanie osobiste: pisząca te słowa, co przyznaje pękając z dumy, była jedną z 3 pierwszych (a może nawet najpierwszą:) osobą, która przekroczyła kultowy kamienny łuk pierwszego dnia nowego życia mostu!! :)
I nikt mi tego nie odbierze!:)
I na pewno! pierwszą klientką na otwierającym wczesnym rankiem swe podwoje Kujundżiluku.
(Pomijam dzień uroczystego otwarcia mostu, bo wtedy biegały po nim tzw.VIP-y, których trudno wszak zaliczyć do "zwykłych użytkowników" przeprawy, którym służy.)
*
Niestety, z przyczyn obiektywnych, możliwości dotarcia na zlaną blaskiem fajerwerków uroczystość nie miałam, ale obserwowałam ją z pewnego oddalenia (niecałe 70km:) na szklanym ekranie dzięki uprzejmości zaprzyjaźnionego kelnera, który był mi łaskawie przełączył tv na odpowiedni kanał (dokładnie BBC), albowiem miejscowych Chorwatów otwarcie nowego mostu obeszło tyle co zeszłoroczny śnieg (i to w Skandynawii, bo nad hercegowińskim morzem pada on bardzo rzadko). Śmiem twierdzić, że jedyną osobą pośród 1400 stałych mieszkańców wioski, którą fakt ten żywo zaintersował byłam li tylko ja.
Także mostarscy Chorwaci, jak głosiła większość komentarzy dnia następnego, "z radości" pozamykali się w domach..., nawet transmisji telewizyjnych po zachodniej stronie miasta było ponoć, jak się to "u nas" mówi "ni za lijek"...
Kontrowersji nie brakowało i przed wielkim otwarciem, nie wszystkim podobała się oprawa uroczystości (reżyserował całość Sulejman Kupusović, którego "dziełem" wcześniej była m.in. dżenaza [uroczystość pogrzebu] Aliji Izetbegovicia), a w dniu otwarcia Mostar wyglądał jak oblężona twierdza (przez wojska jeszcze wtedy SFOR-u).
*
Czas leczy rany, więc do dziś most służy wszystkim mieszkańcom miasta, nawet tym, którym się nie podoba...:)
Ledwie kilka dni później, po przecięciu wszystkich wstęg i uroczystych mowach, rozpoczął się pierwszy po wojnie kultowy konkurs skoków do Neretwy. W sposób pokojowy i bez żadnych zgrzytów do Nerewy jeden po drugim wpadali skoczkowie ze wszystkich byłych YU-republik:), oraz goście specjalni spoza Yugi.
Z tegoroczną imprezą minęłam się o dzień:(...
Same zawody, jak twierdzi historia starsze są od Starego i odbywały się jeszcze, gdy przez rzekę przerzucona była lewie drewniana kładka. Zwycięzcy zawodów konkurujący w dwóch kategoriach (skoku "na nogi" i "na główkę") są potem noszeni na rękach jak prawdziwi bohaterowie. Nie dziwota, miejsce, w którym lądują, jest pod koniec lipca! (45st.w cieniu)najpłytsze na całej Neretwie (to także pełen kamieni i najwęższy fragment koryta rzeki). Do tego skok musi być wykonany w pięknym stylu.
Cóż, ja w "pięknym stylu" całą zabawę obserwowałam i parę fotek wykonałam:)
Na zdjęciu powyżej most ma dopiero 7 dni. Jak się dobrze przyjrzeć widać "Ikara" skaczącego "na głowę".

To jeszcze "Ikari 04'",
tu skoczek leci "na nogi"...









A tu most dzień po otwarciu, ociężała cykada (nomen omen - skakavac:) na pierwszym planie też jakaś taka "day after"...:)

sobota, 11 lipca 2009

11 lipca 1995

Srebrenica 11.07.1995


p.s. W tę smutną rocznicę wczoraj na jednym z głównym placów Belgradu w pobliżu serbskiego parlamentu oczy moje ucieszył widok wiecu upamiętniającego masakrę popełnioną na Boszniakach. Ogromne wypisane cyrylicą hasło składało się z jednego słowa ODGOVORNOST (ODPOWIEDZIALNOŚĆ). Jak zawsze w takich momentach pod ręką brakuje aparatu...

niedziela, 14 czerwca 2009

Na Bałkanach bez zmian

Probeharawszy (zbyt) szybko przez krainę kwitnącej arszlamy (to taka sorta czereśni) uprzejmie donoszę, że na Balkanu raczej bez zmian...
Niestety nie da się (tudzież ja nie potrafię) przenieść na bloga ani zieleni, ani Neretwy, ni zapachu kahvy ni ćevapa ni smogu z okolic Zenicy:) itp. niektórym niezbędnych do życia "składników"...
Po raz kolejny za to okazało się, że aby nie wpaść w deprechę po wizycie w Sarajewie należy w te pędy gnać do Mostaru:). Miasto nadal nie ma swojego burmistrza (ma za to nowe\stare gimnazjum przy pl.Hiszpańskim - znaczy się - koniec remontu:), ale mieszkają w min trzeźwo myślący ludzie. Znajomi w Mostarze twierdzą, że BiH się nie rozpadnie, prędzej Dodik wyląduje w kiciu:)
I tej wersji się trzymajmy!:)
Poza tym w BiH okres matur, także w medresach. Odziane w soczystą czerwień hurysy (absolwentki znaczy się:) wyległy na ulice Mostaru. Niejedna polska maturzystka mogłaby przy nich wpaść w kompleksy...
*
*
Jak ogólnie wiadomo opublikowano nowe zdjęcia (w tym video) Ratka Mladića "poszukiwanego" przez Trybunał Haski. Widok świetnie bawiącego się Mladića w otoczeniu bliskich sam w sobie jest oczywiście niesmaczny i porażający, ale czy to naprawdę kogoś zaskoczyło? Jeśli kogoś się szuka tak, by nie znaleźć, to efekt musi być taki jak na "załączonych obrazkach". Najbardziej żal, że tu już nie chodzi o prawdę i ofiary (w tym córkę generała Anę, która zginęła śmiercią samobójczą), ale o doraźne interesy wszystkich zainteresowanych stron, w tym tzw. Zachodu.
To oczywiście mało odkrywcze refleksje, ale można by zadać pytanie, kto tu tak naprawdę gra, a kto tańczy?
*
Cóż, następnym razem w mediach usłyszymy o Bośni zapewne też w kontekście jakiegoś "poszukiwanego"...
A o czym media nie doniosą? Na przykład o tym, że w maju w Belgradzie po raz trzeci odbył się festiwal "Dni Sarajewa w Belgradzie". (Niestety z imprezą minęłam się o kilka dni:(
Organizatorzy, z których większość to organizacje pozarządowe z Belgradu, Saraju, Nowego Sadu i Podgoricy sprowadzili do stolicy Serbii ok.300 artystów, dziennikarzy i aktywistów.
"Zaczynaliśmy przed trzema laty, najpierw goście przyjeżdżali dwoma małymi samochodami, potem kilkoma autobusami, w tym roku przyjechało ok.300 osób" - opowiada "Slobodnej Bosni" kierujący przedsięwzięciem Andrej Nosov.
Problemem wcześniejszych imprez było przede wszystkim to, że skupiały wokół siebie wąski krąg tak samo myślących ludzi. W tym roku festiwal "wyszedł na ulice" miasta. O tym jak potrzebna była ta zmiana świadczą słowa Nosova: "Niedawno przygotowaliśmy ankietę, która pokazała, że niektóre dzieci w Serbii nawet nie wiedzą gdzie leży Sarajewo, co jest porażające" (!)
Przez cztery dni pokazano w Belgradzie filmy dokumentalne i fabularne, koncerty, przedstawienia, odbyły się dyskusje panelowe i happeningi; sympatycznym elementem festiwalu było wzajemne wysyłanie kartek z pozdrowieniami mieszkańców Belgradu i Sarajewa.
:):):)
*

Z kategorii "wizyty": 21.05 BiH odwiedził i w bh parlamencie przemowę wygłosił w-ce prezydent USA Joseph Biden, natomiast ef.Mustafa Cerić w atmosferze konfliktu z miejscowym reisem odwiedził serbski Sandżak.
(Ale o tom może potom...)
*
Z kategorii "plotki": trwa konflikt niejakiego Nemanji Kusturicy z Mokrej Gory z miejscowymi "farmerami", którym słynny reżyser pono ogranicza swobodę korzystania z miejscowych dóbr przyrody, a które Kusturica (jak twierdzi) zobowiązany jest chronić. "Jestem częścią powietrza który wdychacie, dzięki lasom, którę chronię" - stwierdził filozoficznie reżyser.
*
Z kategorii "kultura": na razie tylko we Włoszech i Bośni ukazała się książka włoskiego dziennikarza "jugonostalgika" i wydawcy Piera del Giudice o jego przyjacielu Abdullahu Sidranie - znanym bośniackim pisarzu i scenarzyście (m.in. "Ojciec w podrózy służbowej") i Jugosławii jego młodości. Rzecz nazywa się "Balkanski roman - Sidranova knjiga i knjiga o Sidranovom dijelu" i wygląda baaardzo zachęcająco... Sidran tłumaczy w niej m.in. swoje rozumienie terminu demokracja - "Demokracja jest wtedy, gdy całujesz dziewczynę i nie zastanawiasz się czyja to jest dziewczyna?":)

sobota, 16 maja 2009

Dwóch panów w mieście na S., nie licząc hymnu...

Niemal każde miasto ma swoją legendę. I nie chodzi tu o bajki o Smoku Wawelskim, ale o ludzi, bez których niektóre miejsca prawdopodobnie nie byłyby tym czym są.
Ma i stolica BiH swoją. Lagenda Sarajewa nazywa się "czika Miszo" (czyli wujaszek Miszo, choć tak naprawdę Husein Hasani) i... chce przejść na emeryturę. Historią tą żyją bh media już od kilku dobrych tygodni, od kiedy to słynny sarajewski pucybut postanowił po 60-ciu latach pracy przejść na zasłużony odpoczynek. Niestety okazuje się, że wujkowi Miszo emerytura nie przysługuje. Na nic się zdała jego petycja skierowana do władz.
Czuli na nią okazali się jednak kochający swoją legendę Sarajlije, którzy napisali swoją petycję, znalazło się pod nią 9tys. podpisów, a te z kolei "pomogły":) władzom miasta podjąć decyzję o przyznaniu wujkowi Miszo, zamiast emerytury ,comiesięcznej pomocy finansowej.
"Ja nie chcę wiele. Nie chcę zamków i willi. Tylko tyle, żebym nie musiał żebrać".
*
na zdjęciu: legenda Mostaru - Safa,
który chyba na emeryturę się nie wybiera...
**
Wspomnianą petycję podpisali także klienci i fani wujka Miszo "z wyższych sfer" - m.in. Zeljko Komszić. Wujek Miszo ma 87 lat, przybył do Sarajewa w 47r., fachu nauczył się od swego wuja, a 8 lat temu dostał Nagrodę Miasta Sarajewa: "Zawsze mówię swoim wnukom (ma ich 7-ro), że pucybuci, szewcy i golibrody, to ludzie, którzy dają innym najwięcej radości". Czika Miszo od 20 lat pracuje przy ulicy Tity, twierdzi, że najbardziej lubi żartować i przyjaźnić się z młodymi ludźmi, którzy zawsze byli przy nim gdy tego potrzebował".
***
Nie po emeryturę zjawił się w Srebrenicy... były żołnierz holenderskiej jednostki wojsk ONZ, które w lipcu 1995r. tak niechlubnie zapisały się w pamięci Boszniaków.
Robertus Sauner zjawił się w Bośni, jak twierdzi - powodowany wyrzutami sumienia. Chce w Srebrenicy właśnie kupić plac, zbudować dom i przenieść na stałe z żoną i dziećmi.
"Wiem, że w lipcu 95r zdarzyły się tu straszne rzeczy, ale my wtedy naprawdę nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Prawdę poznaliśmy dopiero po powrocie do Holandii, miesiąc później. Miałem wyrzuty sumienia, że nie mogliśmy zrobić nic dla ratowania Boszniaków. Tak naprawdę wtedy nie byliśmy prawdziwymi żołnierzami, to był rodzaj "wojskowego szkolenia" - wyznaje Holender (?!).
Bh mediom opowiedział też, że był w Bośni rok temu i choć bał się reakcji ludzi, zauważył, że nikt nie wini go za to co się stało (?!), jak i o tym, że wiele osób w Holandii odradzało mu przyjazd do BiH, twierdząc, że w Bośni jest wojna (?!) i straci tu życie (?!).
Internauci nie byli zgodni w ocenie pana Holendra, niektórzy szczerze życzyli mu szczęścia, inni nie kryli sarkazmu:
"Dlaczego robi to swoim dzieciom...?",
"Witaj, tym razem nie poprzestawaj na patrzeniu..."
To jest bardzo, ale to bardzo interesujące...
**
Na koniec wieść o kapryśnych politykach, którym jednak nowy tekst hymnu BiH się nie spodobał. Rada Ministrów BiH, która miała tekst ostatecznie zatwierdzić znalazła w nim pewne "niedociągnięcia", m.in. zabrakło ministrom w tekście - "morza" :)
Benjamin Isović - autor bh hymnu twierdzi, że z nikim jeszcze o zmianach nie rozmawiał, a zarzuty ministrów uważa za polityczną fanaberię: "Jeśli teraz dorzucimy morze, to ktoś inny zażąda Podrinja, potem Kozary, potem Zelengory..."
Przypomnijmy, że przed 3 misiącami specjalna komisja (powołana przez hmm... Radę Ministrów BiH:) zaakceptowała tekst Isovicia i muzykę D.Szesticia jako nowy hymn narodowy BiH.
*
Jak zmieniać, to zmieniać - oto moja propozycja nowego elementu bh flagi (herbu), który z pewnością rozwiąze problem z konfliktogennymi lilijkami i nie lubianymi - jak mówią niektórzy bh obywatele - "amarykańskimi" gwiazdkami na bh sztandarze...:)