środa, 27 sierpnia 2008

Wszystko mi się kojarzy...

Wczoraj oglądając wiadomości doznałam "wstrząsu". Spadają notowania prezydenta Lecha Kaczyńskiego! Większość naszych obywateli nie dostrzega zalet głowy państwa! Aby więc rzecz naprawić i zalety prezydenckie uwypuklić, tzw. specjaliści od PR-u udali się na korepetycje do samiuśkiej Hameryki, gdzie obserwują m.in. tamtejszą kampanię wyborczą.
Był tam i dr Zlatko Lagumdžija - przewodniczący SDP (Socijaldemokratska partija), ale zajęty zapewne rozmową z prez. Clintonem, ekspertów z Polski nie zapoznał:)
Wracając do sprawy: wiadomo już, że jednym z elementów naprawy wizerunku prezydenta, będzie jego tournee po Polsce.
Ponieważ nam się wszystko kojarzy (z BiH oczywiście:) i świat widzimy "na żółto i na niebiesko", pierwszą refleksją, a raczej osobą jaka przyszła mi do głowy był - Željko "Komša" Komšić.
Mam bowiem wrażenie, że prez.Komšić przede wszystkim jeździ, odwiedza bh miasta i wsie, poznaje i spotyka się z własnym\i narodem\ami, otwiera, zamyka, uczestniczy, rozmawia, a i papieroska ze statystycznym bh obywatelem przy okazji wypali:).
Zachodzę w głowę: jak on na to wpadł nie znając min. Kamińskiego?!
Zdaje się, że po prostu wykonuje swoje prezydenckie obowiązki. Tak zwyczajnie, normalnie, naturalnie i po prostu, bez zapowiedzi w TV i zbędnej zadymy.
Statystyki mówią, że Komšić to ostatnio najpopularniejszy wśród Bośniaków i Chorwatów polityk. Majowe badania pokazują jednocześnie spadek uznania dla głównych boszniaczkich partii SBiH i SDA, wśród Serbów nie maleje poparcie dla premiera Dodika.
Bośniacki prezydent ma z naszym tylko jedną wspólną cechę: prawnicze wykształcenie. Reszta to same różnice: Komša jest komunikatywny, otwarty, zwyczajny (jest fanem Edo Maajki:). Brał aktywny udział w ostatniej wojnie, wie kim jest (Chorwatem), ale nie generuje konfliktów na tle ani przeszłości ani przyszłości swojego kraju. Nie wykazuje talentu do szukania wrogów, nie ma przesadnych ambicji odgrywania wyjątkowej roli w światowej polityce, nie ma żo..., sorry - ma żonę, niestety:)
Żeby było jasne - nie jesteśmy agentkami reklamowymi Željka Komšicia. Zresztą Komša nie jest bez wad, ale daj Boże takie wady wszystkim prezydentom (a niektórym w szczególności:).
Mam nadzieję, że będzie to pierwszy jedyny prezydent BiH. Przypomnijmy: Komšić jest na razie członkiem 3-osobowego prezydium niedużego niespełna 4 milionowego kraju, kilku narodów, religii i kultur, 2 "państw" w 1 państwie o kilku stolicach - siedzib kilku premierów, całego mnóstwa ministrów i innych bh polityków i "polityków" plus OHR-u extra!
A teraz wróćmy do domu, gdzie w wiadomościach jako pilną wiadomość podaje się to, że jeden jedyny prezydent dużego, europejskiego, niezawisłego, uznanego kraju, jakby nie było - monoetnicznego, monokonfesyjnego, mówiącego jednym i tym samym językiem narodu, zgodził się spotkać z jednym jedynym tegoż państwa premierem!
Tak mi się tylko skojarzyło...

czwartek, 14 sierpnia 2008

Sarajevooo...!!!

...wołał sympatyczny Vucko - maskotka Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Sarajewie.

Jedną z chętniej (przytaczam za "Dani" nr 243) opowiadanych historii o początkach sarajewskiej Olimpiady jest sympatyczna "legenda" mówiąca, że cały pomysł narodził się w kafanie, w głowach kilku zapaleńców, m.in. ówczesnego burmistrza miasta Dane Maljkovicia, prof. Ljubišy Zečevicia i jednego z przedstawicieli władz - Dragutina Kosovaca, którzy w pięknych okolicznościach bośniackiej przyrody, czyli wśród papierosowego dymu:) jako pierwsi zaczęli lobbować na rzecz Igrzysk w BiH. "Mamy śniegu do woli, i ćevapy, i zapach Orientu, i kochamy sport...", mieli przekonywać. W każdym razie nie jest wykluczone, że u początków tego wydarzenia stał autentyczny entuzjazm.

Tak czy siak wkrótce zaczęto oficjalnie mówić o kandydaturze Sarajewa. Pomysł, by miasto zostało gospodarzem igrzysk przyjęto... sceptycznie, jako próbę "niesienia kaganka oświaty do ciemnego vilajetu", zaś pomysłodawcy zostali okrzyknięci megalomanami. Podobno Słoweńcy pokusili się nawet o rozmowę z samym (będącym już wtedy - dosłownie - jedną nogą w grobie "ojcem narodów") Tito i namawiali go do rezygnacji z Olimpiady (bo za drogo, bo to, bo sio...), lecz ten, mający słabość do Bośni, nie posłuchał.

Ostatecznie Sarajevo oficjalnie zgłosiło swoją kandydaturę w 1977r, by rok później, pokonując japońskie Sapporo, otrzymać prawo do organizacji ZIO AD 1984!

Jak twierdzi jeden z organizatorów Ahmed Karabegović, Sarajevo otrzymało to prawo nie z sympatii, ze względu na egzotykę czy wielokulturowość, ale dlatego, że jako jedyne uwzględniło koncepcję, by na przestrzeni 24km zrealizować wszystkie zawody we wszystkich (6-ściu!) dyscyplinach.

Rzecz jasna były i inne argumenty: budowa obiektów sportowych, rozwój turystyki zimowej i pozytywna propaganda dla BiH i miasta. Nie brakowało i przyczyn stricte politycznych: ówczesna Jugosławia, "siedząc okrakiem na płocie":), była pupilkiem tak wschodniej jak i zachodniej strony "żelaznej kurtyny", dawała mało powodów do ew. bojkotu Igrzysk i była (mój ulubiony zwrot) - "gwarantem spokoju w regionie", "symbolem jedności i braterstwa między narodami":) słowem - wilk syty i owca cała.

Tak więc 8 lutego 1984 na stadionie Koševo ówczesny burmistrz Sarajeva Uglješa Uzelac zamachał olimpijską flagą, Sanda Dubravčić ("jugosłowiańska" panczenistka) zapaliła olimpijski znicz, a podczas otwarcia (co pamiętam dość dobrze) "bratnie narody" odtańczyły tradycyjne kolo układając się w kształt olimpijskich kręgów.

W Olimpiadzie wzięło udział 49 państw, 1272 sportowców, rozegrano 49 zawodów w 6-ściu dyscyplinach. Pierwszym medalistą został Słoweniec (wówczas Jugosłowianin:) - narciarz alpejski Jure Franko. Jak przypominają "Dani", Sarajlije ponoć krzyczeli z trybun: Više volimo Jureka, nego domaćeg bureka! Czyli: bardziej kochamy Jurka niż naszego burka!:) (Ale nie pieska, tylko taką potrawę. Ale nie chińską:)


Wracając jeszcze do wątku przygotowań, warto przypomnieć, że na potrzeby igrzysk, jak twierdzą złośliwi - wybudowano Sarajevo. Faktem jest, że w 500-tysięcznym mieście, które od 45-go roku prawie 7-krotnie zwiekszyło swą objetość, powstało wiele obiektów, nie tylko sportowych i to bez względu na wielki kryzys gospodarczy w SFRJ na pocz.lat 80-tych. Do tego, urzędnicy pozostałych YU-republik nie przywykli do tego, by Bośniacy wydawali tyle pieniędzy i to w dodatku na Olimpiadę, zamiast na np. tereny narciarskie w Słowenii, skocznie na Avali, na Kopaonik, remont stadionu Crvenej Zvezdy i dalej w ten deseń...
Łącznie sarajewskie Igrzyska kosztowały 150mln $, z czego 131mln poszło na budowę stadionu Koševo, reszta na powstanie hali "Zetra", odnowę Skenderiji, remont skoczni na Igmanie, tras na Jachorynie i Bjelašnicy; sam tor saneczkowy na Trebewiciu koztowal 12 mln. Wybudowano wioskę olimpijską i osiedle dla dziennikarzy, nowy "szary dom" RTV, hotel Holiday Inn i wiele innych, poszerzono lotnisko.
Jak obwieszczono w końcowym raporcie, były to pierwsze igrzyska zimowe zakończone zyskiem - 12 mln $, z czego 2 mln zjadła inflacja, a za reszte wybudowano po wszystkim jeszcze kilka obiektów sportowych.
Jugosłowianie, jak stało w oficjalnym raporcie MKOl-u, zorganizowali wówczas, jak do dziś twierdzą, niektórzy szczerze, a inni z przekąsem "najlepsze ZIO do tej pory" (czyli do 84r).
Większość (82%) pieniędzy dał Komitet Organizacyjny (z tzw.przychodów własnych), reszta pochodziła z "wkładu społeczeństwa". A ten był niemały. Bowiem Sarajlije i tysiące obywateli innych republik stali się wolontariuszami Igrzysk, pracując społecznie dla dobra swojego miasta i SR BiH.
"Sarajevo w owym czasie to była prowincja (...), miasto było brudne (...), hotele nieuporządkowane, obsługa nieprofesjonalna, higiena zła" (...) Najciężej było walczyć z przekonaniem, że (...) pracę wykona ktoś drugi: państwo, partia, policja."
Walkę z "prowincjonalizmem" Sarajewa zaczęto więc od wyglądu kelnerów i... toalet (które, jak twierdzą zlośliwi, i dziś nie są tak czyste jak wtedy).
Trudno uwierzyć, ale wzorem dla odnowy fasad budynków starego miasta, jak twierdzi Hajrudin Čengić, był ... Vukovar.
Tak, czy siak "Sarajevo stało się hitem (...) bo funkcjonowało na zasadzie wolnego rynku (...), jak świetnie zorganizowana firma".
A dziś...?
Już po zakończeniu Igrzysk w 84r. zaczęto planować następne. Także w Sarajewie. Początkowo pomyślano o roku 2014, jako 30-rej rocznicy pierwszej bh Olimpiady i 100-letniej sarajewskiego zamachu.
Nie trzeba mówić, z czym w ostatnich latach kojarzy się Koševo, lotnisko na Butmirze, czy Holiday Inn, lecz mimo to już w 2002 roku Sarajevo przedłożyło swoją kandydaturę do organizacji ZIO 2010. MKOl (mimo wielu przygotowań, w tym ponownego zaangazowania prof. Zečevicia) tejże nie zaakceptował. Nie da się ukryć, że i entuzjazm mieszkańców, a może i niektórych publicystów jakby mniejszy: "Komitet Organizacyjny niesprawiedliwą decyzję MKOl-u przyjął spokojnie, ale i z przekorą. Jego członkowie nie kryją zamiaru, by proponować kandydaturę Sarajewa do organizacji ZIO w 2014, a potem kolejno 2018, 2022, 2026..., dopóki nie przeszkodzi im w tym globalne ocieplenie."("Dani", nr 272)
"W 78-ym roku miasto miało 1 halę i 1 centrum narciarskie, ale funkcjonowało, mające względny szacunek państwo. (...) W 2002r mamy 2 ski centra, zniszczony tor bobslejowy, zniszczone skocznie, lodowisko bez lodu, 2 entitety i pamięć o 11 września. (...) wtedy wszyscy byli gotowi pracować za darmo, dziś pytają, co będą z tego mieć".
Ahmed Karabegović upiera się jednak, ze "jeśli nie opowiemy się za olimpiadą zostajemy przy status quo...", powołuje się też na moralny dług, jaki świat ma do spełnienia wobec Sarajewa i Bośni, gdy mógł, a nie zapobiegł wojnie. Poza tym organizacja to nowe miejsca pracy, i... autostrada (!!!:). "Koszty to problem marketingu, można to zrobić tak, że żaden mieszkaniec miasta nie zapłaci za to ani marki" - twierdzi Karabegović.
Jeden z ówczesnych uczestników olimpiady Bojan Krizaj mówi tak: "(...) Nie wiem czy którekolwiek z państw tego regionu ma szanse [nie miała jej tez Kranjska Gora w 2002r]. Przede wszystkim myślę o nie zdefiniowanym poglądzie MKOl-u na IO. Nie są pewni, czy to ma być biznes, czy sport". Jak wiadomo - są pewni: biznes.
Wiadomo też, że w 2010r. na igrzyska trzeba jechać do Vancouver, a w 2014 do Soczi. Mimo to niektórzy sarajewianie trzymają ręke na pulsie i już przebąkuje się o wystawieniu kandydatury Sarajewa w roku 2018. M.in. w tym celu władze RS stworzyły program "Jachoryna 2016", do tego roku ma powstać tam nowoczesne centrum sportów zimowych.
A Olimpiada w BiH? Jestem za a nawet przeciw!:)
W końcu mamy: śniegu do woli, i ćevapy, i zapach Orientu, i dwa Sarajevaaa...!!! :)

środa, 13 sierpnia 2008

Počitelj zagrożony!

My mamy swoją Rospudę, ma Hercegovina swój Počitelj. Jeszcze ma\my... Niedługo bowiem ("niedługo" - w tym przypadku na szczęście mierzone poczuciem czasu BiH:), do tego wyjątkowego miejsca, średniowiecznego pomnika szeroko pojętej kultury (to taki Kazimierz Dolny nad Neretwą:), zawita cywilizacja i pojawi się mający przechodzić z lewej na prawą stronę Neretwy most - fragment planowanej autostrady, która przebiegać będzie dokładnie wzdłuż południowych murów Počitelja.
Z rozpaczliwym apelem ("Slobodna Bosna", 24.07.2008) o zaniechanie "zbrodniczych" planów zwrócił się wybitny bośniacko-hercegowiński malarz Safet Zec, który kilka lat temu wrócił wraz z żoną Ivanką do miasteczka i niestety ponownie zmuszony jest walczyć o przetrwanie "raju na ziemi", jak niegdyś to miejsce nazwano.
Počitelj to niewątpliwie jedna z perełek Hercegoviny. 15-wieczne miasto położone tarasowo na skalistym wzgórzu, pierwsza w BiH kolonia artystów z całego świata, łączy w sobie elementy średniowiecznej architektury, nie tylko orientalnej. Co roku w czerwcu mieszkańcy miasta obchodzą Dzień Czereśni.
"Siła króluje, rozsądkowi kłody pod nogi" - pisze rozgoryczony artysta i przypomina przełom lat 60-tych i 70-tych, tj, okres powstawania głównej trasy północ-południe, która w zamierzeniu miała zwiększyć "prosperity" miasteczka. Tymczasem oprócz niszczenia zabytków (twierdzy Macieja Korwina, medresy, konaku, hamamu i in.) spowodowanego m.in. rosnącym zanieczyszczeniem srodowiska, powstała droga przebiegająca przez niegdysiejsze jądro miasta, zniszczyła część dolnych murów miejskich i odcięła Počitelj od Neretwy, z którą przez wieki był niepodzielnie związany.
"Śmieję się, choć chce mi się płakać" - pisze Zec.
I nam także...

piątek, 8 sierpnia 2008

Wolność słowa

Całkiem niedawno w Mostarze zdarzył się incydent. Z jednego z tzw. obiektów turystycznych w pobliżu Starego Mostu, jak odkrył (!:) portal Pincom.info, wyrzucono znanego brytyjskiego aktora Ralpha Fiennes'a, który odwiedził był ów przybytek wraz z towarzystwem.
Właściciel lokalu Elvis Eko Redžić, całe zajście tłumaczy następująco: "Rozmowa (...) toczyła się po angielsku. Słyszałem, jak mówiono m.in., że większość generałów w Hadze to Chorwaci i że dla nich oni wszyscy są bohaterami.(...) Podszedłem i powiedziałem, że nie mozna tu rozmawiać o polityce i rozpowiadać takich historii dopóki ja żyję" . Po czym uprzedził gości, że jeśli tego nie uszanują, muszą obiekt opuścić. Nie doszło przy tym do żadnych agresywnych czy zuchwałych zachowań.
"Powiedziałem im, że Gotovina to zbrodniarz (...), i że nie może być bohaterem ani dla Chorwatów, ani Serbów, ani Bośniaków, bo to zabójca dzieci, kobiet i cywilów. (...) Powiedziałem, że chodzi nie tylko o Gotovinę, ale np. o gen.Praljka, który (...) zburzył Stary Most niedaleko którego siedzieli."
" [Redžić] zawyrokował o winie Gotoviny i gen. Praljka (...)" - bohatersko zawalczył Pincom o wolność słowa. Autor za przeproszeniem artykułu protestował dalej, dokonując przy tym prawdziwej ekwilibrystyki myślowej: "Podczas gdy można zrozumieć awersję wschodniego Mostaru do gen. Praljka [który dowodził chorwackimi wojskami podczas konfliktu bośniacko-chorwackiego], to nienawiść do Gotoviny ciężko zrozumieć, biorąc pod uwagę fakt, że ten w żaden sposób nie był związany z tym konfliktem. Co więcej - uwaga!! - właśnie dzięki Gotovinie (...) i innym dowódcom akcji "Oluja" uratowano Bihaćką Krainę."
Dalej cywilizowany Pincom upomina bałkańskiego dzikusa Redžića, ze swoim zachowaniem zaszkodził wizerunkowi Starego Mostu i Mostaru jako atrakcji turystycznych, a jego lokal wszyscy będą teraz obchodzić szerokim łukiem. "Pokazał, że nie wie co znaczy słowo - gościnność".
Ile z tego wszystkiego zrozumiał szacowny gość z Wielkiej Brytanii nie wiadomo. Ja, jeśli tylko wszystkie bh bogi dadzą i będę niedługo w Mostarze, z pewnością pójdę do pana Redžića na kavę, kafę, kahvę, a nawet na capuccino:).

środa, 6 sierpnia 2008

21 lipca 2008

Schwytano Karadžicia!
Cóż więcej na ten temat...
Zaskoczenie i autentyczna radość. Osobiście wróciło mi poczucie istnienia choć minimum sprawiedliwości na świecie. Jednak ziemia się nie zatrzęsła... Już następnego dnia moja euforia zderzyła się z niezmienną od lat sarajewską rzeczywistością: apatią, biernością i co zrozumiałe - zmęczeniem 13-letnim czekaniem na wspomnianą sprawiedliwość. Niektórych oczywiście zmęczyło krótkie nocne świętowanie na ulicach miasta, co znaczące - głównie tych, których w czasie wojny nie było na świecie. Mniej więcej w tym samym czasie rówieśnicy młodych sarajewian robili zadymę na ulicach Belgradu. "Jacy młodzi, tacy głupi..." - napisał Andrej Nikolaidis (Slobodna Bosna, 24.07.2008), dla którego zresztą uwięzienie Karadzicia to nie koniec a dopiero początek opowieści o wojnach w byłej YU. Zarówno on jak i Dubravka Ugrešić w (obowiązkowym do przeczytania!) tekście ("Kelnerzy faszyzmu", GW26-27.07.2008) zwracają uwagę na niebezpieczeństwo przetrwania idei sianych niegdyś przez Radovana "Szalonego Konia" Karadžicia. "Klęska "projektu Haga" wyraża się tym, że sądzi się ludzi - nie idee", pisze Nikolaidis.
Smutną atmosferę środowego popołudnia w Sarajewie uzupełniał nie tylko uparcie siąpiący deszcz, ale przede wszystkim dženaza Adil-bega Zulfikarpašicia. Gdy w poniedziałek Polacy żegnali prof. B.Geremka, a w Belgradzie aresztowano Karadžicia, w Sarajewie zmarła jedna z najbardziej szanowanych (i bogatych w każdym sensie tego słowa) postaci BiH. Zulfikarpašić był nie tylko politykiem, (po powrocie z emigracji w 90r. wraz z Aliją Izetbegoviciem założył m.in. Partię Akcji Demokratycznej SDA, którą zresztą szybko opuścił), przedsiębiorcą (właścicielem jednej ze szwajcarskich kompanii, ale przede wszystkim założycielem-fundatorem Instytutu Boszniaczkiego, najważniejszej instytucji kulturalnej Bośniaków, obok której został pochowany. Jak kilkakrotnie powtórzył prowadzący uroczystość Mustafa ef. Cerić - był Europejczykiem.
Słuchając tego zastanawiałam się, ilu ludzi w Europie ma świadomość tego, że Bośnia i Hercegowina leży w Europie...?