środa, 19 października 2011

Jedź do Bośni!

...czyli krótki wątek turystyczny raz jeszcze.


Za portalem radiosarajevo.ba informujemy, że ruszył dziś nowy portal turystyczny Bośni i Hercegowiny!:) Niewątpliwą atrakcją portalu są panoramiczne prezentacje wirtualne niektórych miast i obiektów. Nowość dostępna (może na razie tylko?) tylko "po naszemu":)...











piątek, 14 października 2011

Djordje od Panonii po Giewont :)

...czyli zdrady ciąg dalszy, w dodatku z siłami nieprzyjaciela:), z wątkiem bośniackim tym razem jednakowoż.

Bez zbędnych wstępów - dziś będzie o kolejnym "morderstwie" na Yugopolisowej płycie, które dotknęło mnie szczególnie, dotyczy bowiem piosenki Djordja Balasevicia:) "Neki novi klinci", w wersji polskiej (licho raczy wiedzieć czemu) "Morze Śródziemne...".

Przeżyję już tę "wannę Joannę" i pozostałą wesołą yugopolisową twórczość tekstową (sorry za rym:), ale kiedy wysłuchałam tego (Boże wybacz) "Morza Śródziemnego...", które przepłynęło przez Atrakcyjnego Kazimierza (tym razem bez Cyganów, a szkoda...:), zrobiło mi się po prostu przykro...


Nie wiem, co powodowało autorem tekstu (całkiem zacnym skądinąd panem Bryndalem:), ale o Balaseviciu i jego piosenkach nie wiedział zapewne wiele. Nadrabiał wyobraźnią, a zaiste trzeba ją mieć, aby największemu "marynarzowi floty panońskiej" przypisać... wpływy śródziemnomorskie...:). Z warstwą muzyczną i wykonaniem, też według mnie, nie najlepiej i poszę mi wierzyć, ale trwało dobrą chwilę, nim - słuchając polskiej wersji po raz pierwszy - zorientowałam się w którym kościele dzwoni.


Nie będę prezentować całej biografii Balasevicia, bo tutaj nie ma miejsca...:), a podstawowe dane o wojwodziańskim bardzie bez trudu można odnaleźć w internecie. Nie będę się też dłużej pochylać nad swym bólem:) spowodowanym dwukrotnym (i więcej razów nie będzie:) wysłuchaniu "utworu". Jestem pewna, że nikt nie śmiałby zrobić takiego numeru ani Dylanowi, ani Nohavicy pisząc do ich piosenek tekst, który się nijak ma do oryginału i do danego wykonawcy w ogóle...

Tego się nie robi Artyście.


Wobec tego, tak brzmi oryginalny utwór, pochodzący z końca lat 70-tych, kiedy Djordje zaczynał swoją karierę:


*

Balasević, jugosłowiański bard, pieśniarz, poeta, pisarz, aktor, a ostatnio i reżyser, od wielu lat jest także Ambasadorem Dobrej Woli UNICEF. Nie tylko w ramach "ambasadorskich" obowiązków kilkakrotnie odwiedził Sarajewo, koncertując zawsze przy wypełnionej po brzegi sali. Dowód poniżej:


*

Djordje, dla znajomych Djole:), posiada również niezwykłe zdolności aktorskie, zwłaszcza komiczne, które przez jego fanów cenione są na równi z talentem muzyczno-literackim, a jego wybitna koferansjerka jest oczekiwana i oklaskiwana nie mniej niż muzyka.

W sieci krąży kilka naprawdę smacznych "djoletowych" kawałków, stety\niestety dla tego wpisu, po serbsku, więc znajomość języka raczej wymagana. Starałam się wybrać (a wybór jest naprawdę dramatycznie trudny:), jakiś bardziej zrozumiały dla wszystkich. Poniżej próbka balaseviciowych możliwości - rozmowa Djordja z węgierskim celnikiem na granicy, gdy Balasević udawał się na swój koncert do Budapesztu. Zazwyczaj z tłumaczenia kawału wychodzi tragedia:), więc chyba się jednak powstrzymam... (po historii o madziarskim celniku, następuje opowieść o babci artysty, która lubiła oglądać telewizor, choć nie do końca opanowała instrukcję obsługi...:)

*


*

I wreszcie Balasević w najnowszym wydaniu, czyli jako reżyser swojego, jak sam mówi, najdłuższego na świecie teledysku:). Od jakiegoś czasu Djordje promuje film oparty na tekście jednej ze swoich kultowych pieśni "Prica o Vasi Ladackom". W tym też celu 18.11. Balasević po raz kolejny zagości w Sarajewie:). Film nosi tytuł "Kao rani mraz", a grają w nim m.in. Rade Serbedzija i córka artysty Jovana Balasević.

*


*

A na deser cytat jednego z wywiadów z Balaseviciem, w którym opowiada o swej podróży do YU-es-ej:). Djordje znalazł się tam w towarzystwie wielkich gwiazd, jak i on, pełniących rolę Ambasadorów Dobrej Woli; między nimi znalazł się Danny Glover, który dnia pewnego zagaił Djordja z typowym amerykańskim optymizmem: "Jak się masz?", "Lepiej niż na to wyglądam" - oparł Djole z typowo bałakańską szczerością:). "A skąd jesteś?" - dociekał aktor, na co Djole, że z terenów byłej Jugosławii. "O, Jugosławia! Byłem niedawno w Pradze", odparł był Glover. Kiedy Djordje uświadomił sympatycznemu Amerykaninowi, że Praga i Jugosławia to niezupełnie to samo, Glover powiedział: "Ta Europa jest taka mała, można ją szybko przejechać motorem". Na to Djordje: "Właśnie, ja do Pragi zawsze jeżdżę na motorze":)

*

Tym optymistycznym akcentem i krótką lekcją o różnicach między perspektywą amerykańską i serbską zakańczam.

c.d. ględzenia nie będzie:)



czwartek, 13 października 2011

"Jovano, Jovanke" od Wardaru po Tokio :)

Jakkolwiek perwersyjnie by to nie brzmiało, ale na chwilę dopuszczam się zdrady! I to z sąsiadką... :) Ale zdradzać Bośnię z Macedonią - żaden grzech...:)



Tak więc robię mały skok w bok, a raczej na południe, powodowana (całkiem zresztą niezłą) wiadomością o pojawieniu się na rynku kolejnej płyty z cyklu "bałkańskie a nasze":). Rzuciła na to ostatnio swym Okiem autorka zaprzyjaźnionego bloga.



Płyty jeszcze nie mam, a... już mi się nie podoba ... :). No, nie do końca tak jest, ale ponieważ w Zagrzebiu i tak wołają na mnie "picajzla" (że upierdliwa znaczy się:), więc pozwolę sobie trochę poględzić... Odsłuchałam to, co można znaleźć na Youtubie (tudzież w Polskim Radiu) i niestety muszę stwierdzić, iż zabito (na śmierć:) jedne z moich ukochanych utworów, a przede wszystkim tekstów, które, żeby było jasne, nie są przekładami oryginałów, a całkiem nowymi polskimi tekstami, czego (mówta co chceta) ale za Chiny nie pojmuję...




Naprawiając ów (mym skromnym zdaniem) wielki brak wspomnianego, jak się to mówi, projektu, prezentuję niniejszym oryginalną wersję jednej z moich ulubionych tradycyjnych pieśni macedońskich "Jovano, Jovanke", której słowa zupełnie nie wiem czemu spolszczono, z tekstem oryginału postępując w sposób okrutny... :) ("wanno Joanno...":). Muzyka oczywiście się broni, niemal w każdej wersji, bo folklor bardzo trudno jest zaszlachtować, jest nieśmiertelny po prostu.


A że sama "Jovnka..." jest niezwykle inspirująca świadczy mnogość wyśpiewanych i zagranych wersji, dostępnych choćby na Youtube - od tradycyjnych - Bilja Krstić&Bistrik Orchestra, przez popowe - Zeljko Joksimović, Jelena Tomasević, po rockowe - Azra, Leb i Sol...


Poniżej prezentuję niektóre z bliskich mi odsłon "Jovany..." (wraz z oryginalnym tekstem a jakże...;)



Јовано, Јованке * крај Вардарот седиш, мори * бело платно белиш * бело платно белиш, душо *сè нагоре гледаш. * Јовано, Јованке * јас те тебе чекам, мори *дома да ми дојдеша * ти не доаѓаш, душо * срце мое Јовано. *Јовано, Јованке *твојата мајка, мори * тебе не те пушта *кај мене да дојдиш, душо * срце мое Јовано.



Pierwsza - (prawie) tradycyjne wykonanie Biljany Krstić i nieodżałowanego Tose Proeskiego. (nie mogłam się zdecydować czyją wersję tu zapodać, więc zapodaję duet, a przy okazji polecam tę stronkę http://www.bilja.rs/)






*a tutaj w wykonaniu... tureckiej wokalistki, której nazwiska nie podejmuję się wymówić, choć ona z macedońskim tekstem problemu nie miała...:) (polecam też lekturę komentarzy pod filmikiem...:)








*a tutaj kompletna ciekawostka przyrodnicza, "Jovana..." w odsłonie "japońskie a macedońskie" :)







*a tu już kompletny "jovankowy" odlot :), niezastąpiony Vlatko Stefanovski:






*
Jovano, Jovanke, * Kraj Vardarot sedis, mori, * Belo platno belis, * Belo platno belis duso * Se na gore gledas. * Jovano, Jovanke, * Tvojata majka, mori, * Tebe ne te pusta, * So mene da odis duso, * Srce moe Jovano. * Jovano, Jovanke, * Jas te tebe cekam mori * Doma da mi dojdes, * A ti ne doadjas duso * Srce moe Jovano.

c.d.n.












Tylko Bośnia!
























Z przyjemnością informujemy, że na polskim rynku w tym roku ukazał się nowy (i jednyny?) przewodnik po Bałkanach, który w odróżnieni od obecnych na rynku nie jest przewodnikiem po wszystkich, jak to zwykle bywa, krajach b.Jugosławii, ale w całości poświęcony Bośni i Hercegowinie!:)
Co prawda już po wakacjach, ale jak wiadomo żadna pora, by skoczyć do Bośni nie jest zła:).


W niewielkiej książeczce pokazano może nie wszystko, ale wystarczająco dużo na pierwszą (a potem kolejne:) podróże do BiH:). Przewodnik, jak to typowy przewodnik, nie jest może napisany porywająco, ale całkiem kompetentnie, a opisano w nim także miejsca, które (jak Mostar, Sarajewo czy Medjugorje) nie są tłumnie lub wcale, odwiedzane przez turystów, a niewątpliwie warte zobaczenia.



Polecamy - czytanie i Bośni z bliska oglądanie!:)

poniedziałek, 12 września 2011

Czy Srebrenica jest ofiarą spisku Clintona i Izetbegovicia?

- czy nie. Brudy wojny, brudy propagandy.
Tezę o spisku zakładają twórcy poniższego filmu.

wtorek, 30 sierpnia 2011

Bajram serif mubarek olsun!



*

"Niech po podwórkach rozniesie się woń
Niechaj się wszyscy radują
w całej dumnej Bośni
śpiewajmy, bo nadszedł Bajram..."

(Nek' mirisu avlije, wyk. Nedżad Salković)

czwartek, 18 sierpnia 2011

Bośnia i Hercegowina dla początkujących

Za portalem radiosarajevo.ba podajemy pyszny kawałek autorstwa bośniackiego fotografa Igora Kapetanovicia.
Oparte na faktach, autentycznych...:)

http://youtu.be/8JKLg7pElqo

poniedziałek, 11 lipca 2011

piątek, 10 czerwca 2011

Młode bośniackie dizajnerki

Na początku był Ghost Project – lokalny coroczny przegląd młodych talentów z dziedziny wzornictwa przemysłowego organizowany przez serbskie stowarzyszenie Mikser. W 2009 roku przekształcił się w konkurs Young Serbian Designers, by promować nowych serbskich dizajnerów na największej światowej imprezie projektantów wnętrz i wzornictwa przemysłowego, tj. targach w Mediolanie. W 2010 roku odbył się kolejny Y.S.D., by następnie, w 2011 r. rozwinąć się w Young Balkan Designers, konkurs młodych talentów, tym razem obejmujący nie tylko Serbię, ale cały region południowo-wschodniej Europy, a konkretnie Bałkanów.

Na targach mediolańskich, w strefie młodych dizajnerów Salone Satelitte 2011 swoje dzieła mogło zaprezentować 11 laureatów konkursu, po raz pierwszy nie tylko z Serbii, ale także z Chorwacji, Bośni i Hercegowiny, Bułgarii, Grecji. Oprócz tego, zwycięzcy mogli pokazać swoje prace podczas majowego festiwalu Mikser w Belgradzie i wyruszyć w europejskie turne po Sofii, Zagrzebiu, Skopje, Lublanie, Wiedniu.

Wśród jedenastu zwycięzców pierwszej edycji Young Balkan Designers są dwie młode bośniacko-hercegowińskie projektantki, Neira Sinanbašić i Ranka Radović. Neira, studentka wzornictwa przemysłowego ASP w Sarajewie, zaprojektowała wieszak na ubrania o nazwie Moi-Toi, który pozwala się kreatywnie formować w zależności od potrzeby. Można się nim bawić, zginając go dowolnie w różne kształty. Druga bh laureatka, Ranka, wymyśliła praktyczny znacznik na półkę z książkami. Dzięki niemu można oddzielać książki od innych przedmiotów na półce, książki przeczytane od nieprzeczytanych, może służyć także jako zakładka do książek i czasopism itd.

Jury, co roku, przewodniczy sam Konstatnin Grčić, światowej sławy projektant mebli.




Neira Sinanbašić, BiH, wieszak MOI - TOI



Ranka Radović, BiH, marker na półkę z książkami



Inni młodzi zwycięzcy:



Vukasin Vukobratović, Serbia, wieszak na ubrania TRAFFIC JAM



Maša Milovac, Mia Bogovac i Dora Đurkesac, Chorwacja, stolik TRAY



Dragana Petkov, Serbia, krzesło STOLICA



Maja Mesić, Chorwacja, dywan COIL - RUBBER



Miljana Nikolić, Serbia, huśtawka CATAPULT



Petar Zaharinov, Bułgaria, system regałowy AB SYSTEM



Ivana Borovnjak i Roberta Bratović, Chorwacja, stół FOR 1 OR 2



Dimitrios Stamatakis, Grecja, lampa podłogowa LIGHTHOUSE LAMP


Cuda wianki banialuki – Mediafest 2011





Właśnie rozpoczął się drugi festiwal mediów w Banja Luce; Mediafest 2011. W dniach 9-12 czerwca, w mieście nad Vrbasem będzie się działo. O co chodzi i kto rozkręca imprezę:
Dość pojemna nazwa i przedmiot festiwalu dotyczy różnego rodzaju eventów, zabaw, konkursów, debat, prezentacji, warsztatów odnoszących się bardziej lub mniej do branży przemysłu medialnego i reklamowego. Jest to festiwal o charakterze regionalnym, ale zapowiedziane znane gwiazdorskie nazwiska niewątpliwie podnoszą rangę wydarzenia.

Bohaterowie części edukacyjnej, którzy wystąpią z wykładami na twierdzy banialuczańskiej, to między innymi SERBSKI (czego nie zapomnieli podkreślić organizatorzy) reżyser Emir Kusturica, Karim Rashid – król współczesnego wzornictwa, dziennikarz Jonathan Groubert, artysta i specjalista od komunikacji wizualnej Vladimir Resner, programista Daniel Ackermann. Przewidziano także kilka debat, w których wezmą udział znani dziennikarze, specjaliści od marketingu i reklamy, osoby ze świata nauki i kultury, w tym np. szerzej rozpoznawana Vlatka Pokos.



Festiwal otwiera koncert Kusturicy z jego niepalącymi towarzyszami. To, czego niewątpliwie zazdrościmy (kaszenka) banialuczanom, to koncert zapowiedziany na sobotnią noc, na którym swoje udowodnione umiejętności didżejskie zaprezentuje sam Rashid wraz z lokalnymi muzykami.

Oprócz tego zapowiada się szaleństwo sportowe na wolnym powietrzu i wolnej rzece w Krupie na Vrbasu: rafting, paintball, paragliding, quad cup - stare bośniackie dyscypliny. Ma być również ładnie zaprezentowany Belgrad, jako europejska stolica kultury, a dla miłośników patrzenia w ekran zapowiedziano noc reklamożerców.

Tak więc z Banja Luki nowoczesnością zawiało, czego serdecznie gratulujemy.

I do tego tyle Karima! :) ech....


www.mediafest.ba

środa, 23 lutego 2011

Dino wygra w grze i w śpiewie, Eurowizja w Sarajewieeeeee!:)

Przyznaję bez bicia – lubię Konkurs Eurowizji:)
Nie przeszkadza mi raz w roku festyn europejskiego kiczu i bezguścia (nie licząc wyjątków), fajnie, że raz w roku Europejczycy dowiadują się o istnieniu innych krajów:) (nie rozumiem zniesienia obowiązku śpiewania wyłącznie w swoim języku narodowym, jak to ongiś bywało), trzymam kciuki za wszystkich „naszych” i wysyłam sms-y, nie wzruszają mnie zarzuty „upolitycznienia” imprezy i serce mi rośnie, gdy Chorwaci głosują na Serbów, ci na Bośniaków, a Bośniacy na Chorwatów (+ wszystkie pozostałe warianty tej yugo-układanki), nie lubię, gdy Szwecja głosuje na Norwegię, ponieważ uważam, że powinna głosować na Bośnię, Chorwację, Macedonię itd…:), jeśli tylko mogę oglądam ze szczerym rozbawieniem, a potem całkiem zdrowa na umyśle wyłączam telewizor:)

W tym roku w barwach żółto-niebieskich wystąpi and the winner is…
Dino Merlin!:)


*
A tutaj poprzednie eurowizyjne Dinowe dokonanie:

czwartek, 17 lutego 2011

Kot for YU:)

Z okazji Światowego Dnia Kota
Koty Wszystkich Republik Łączcie Się! :)
*

























































wszystkie zdjęcia z lata 2010;

środa, 16 lutego 2011

Oscar i Schindler

Parę dni temu klikam ci ja na moje ulubione e-Novine, wszechYUgosłowiański portal niezależny w nieustającym kryzysie pieniężnym i czytam, że jedna z amerykańskich organizacji pozarządowych sprezentowała dzielnym redaktorom grant, który zapewnić miał szanownemu portalu środki na bieżące potrzeby, tym samym na przetrwanie (przez czas pewien).
Niestety radość nie trwała długo, bo jak nie urok to…piii, lub przemarsz wojsk. Tym razem, już następnego dnia po ukazaniu się radosnej wieści, po portalu „przemaszerował” słynny zdobywca Oscara rodem z Sarajewa – Emir Nemanja Kusturica. Reżyser wniósł pozew do sądu oskarżając belgradzki portal i jego naczelnego Petara Lukovicia o zniesławienie oraz przyczynienie się do jego „cierpień psychicznych”, jakie wywołał u niego tekst, kilka dni wcześniej opublikowany przez e-Novine.

Artykuł, który pierwotnie ukazał się na równie zacnym portalu www.pescanik.net, traktuje o czarnogórskim kryminaliście Veselinie Vukoticiu. W tekście Kusta wcale nie gra głównej roli, wspomniany jest „jedynie” jako przyjaciel rzeczonego Veselina V., oraz jego (Kusturicy) rola swego rodzaju „łącznika” między tzw. służbami bezpieczeństwa, a ukrywającym się profesjonalnym zabójcą Vukoticiem.
Sam Kusta przyznaje, iż „poznał w życiu największych kryminalistów świata”, lecz to czy i z kim się przyjaźni jest jego prywatną sprawą.

Urażony Nemanja za swą „krzywdę” żąda odszkodowania w wysokości 20.000 Euro!
Wiedząc doskonale, iż parający się z ogromnymi problemami finansowym od początku istnienia portal nie podoła kosztom procesu, a co dopiero ewentualnego odszkodowania.
A nie zdziwiłabym się usłyszawszy o niekorzystnym dla portalu wyroku, albowiem jeden już taki „sukces” Nemanja ma swoim koncie, kiedy to 3 lata temu sąd uznał winnym krytycznego wobec Kusturicy czarnogórskiego dziennikarza (i pisarza) Andreja Nikolaidisa i zasądzając 12.000 Euro odszkodowania na rzecz reżysera z Mokrej Gory.

Dziś w mediach pojawiło się oświadczenie „pokrzywdzonego”, iż rzeczone 20.000 Euro przeznaczy na pomoc dla potrzebujących dzieci. Jednocześnie Niezależne Stowarzyszenie Dziennikarzy Serbii stwierdziło, że w gruncie rzeczy chodzi tu o naciski na wolne media oraz dławienie swobody wypowiedzi.

Trudno się z tą oceną nie zgodzić, albowiem nawet jeśli Kusturica poczuł się dotknięty (do czego ma prawo) i uważa wspomniany artykuł za kłamliwy (do czego ma prawo), jako pierwszych – tak przynajmniej podpowiada logika - powinien podać do sądu autorów artykułu, ew. portal, dla którego został napisany i na jakim się pierwotnie ukazał. Tymczasem pozwane zostały e-Novine, które tekst zaprzyjaźnionego portalu „przedrukowały”, oraz ich naczelny, który nigdy swej antypatii do Emira nie ukrywał.
Do tego, a może – przede wszystkim, z pozwem Kusturica ujawnił się tuż po ukazaniu się na e-Novine informacji o dotacji z USA. Jak słusznie zauważyła jedna z komentatorek, trudno się oprzeć wrażeniu, iż Kusta po prostu czekał na odpowiedni moment, by dopaść znienawidzony portal i, mówiąc kolokwialnie, mu dołożyć.

Do poczytania dostanie coś także sam prezydent Serbii Boris Tadić, do którego dzisiaj Petar Luković skierował gorzki list. We właściwych dla siebie, mocnych słowach Luković pyta prezydenta o stan wolności mediów w jego kraju (w Serbii obowiązuje prawo, na mocy którego można pozwać nie tylko medium, które jakiś sporny tekst zamawia, ale każde, które go publikuje); informuje go także o małym „antyserbskim sabotażu”, jakiego dokonał posyłając informację o sprawie Kusturica contra e-Novine do setek światowych mediów i ambasad.
„…postaramy się, by takiej Serbii narobić wstydu na wszelkie możliwe sposoby” – pisze rozgoryczony Luković.
C.d. niewiątpliwe nastąpi...

***
Dla odmiany teraz coś pozytywnego, jeśli można mówić o pozytywach w scenerii bośniackiej wojny…
Kilka dni temu wpadł mi w oko tekst nie pierwszej już świeżości, bo sprzed kilku miesięcy, który mi jakoś ups! wtedy umknął, więc historię przytaczam teraz, dla kontrastu z wyżej opisaną.

Rzecz miała miejsce w Brčko, w północno-wschodniej Bośni 1992 roku. Jeden z jego mieszkańców Enes Čelosmanović wspomina koszmar, gdy w mieście na dobre rozpoczęły się czystki, a jego muzułmańskich mieszkańców na setki zabierano do obozów i zabijano. Enes z grupą 95 ludzi został umieszczony w sali hali sportowej „Partizan”. „Żołnierze współzawodniczyli w wymyślaniu najobrzydliwszych tortur; (…) zabawiali się dodatkowo grą w ‘rosyjską ruletkę’ więźniami”. Sam Enes twierdził, że przeżył trzy takie „ruletki”.
W jednym z takich dni, gdy większość więźniów już marzyła o śmierci, do hali „weszło trzech serbskich żołnierzy; nigdy ich dotąd nie widziałem. Jeden z nich krzyknął ‘Ci ludzie będą żyć!’. Nastąpiła wielka kłótnia tej trójki z pozostałymi. Słyszałem jednego z nich jak rozkazuje, aby „podstawić autobus”. Po pewnym czasie rzeczywiście podjechał autobus i Enes wraz z innymi 28 osobami pojechał najpierw do Bjeljiny, potem Tuzli i wreszcie do Zagrzebia gdzie mieszka po dziś dzień.

Od tej chwili, jak twierdzi bohater historii, jego największym życzeniem było poznać i podziękować swemu wybawcy – „bośniackiemu Oscarowi Schindlerowi” – jak go nazwał. Jego życzenie po 16-stu latach od opisanych wydarzeń spełnił Denis Latin (uwielbiam!:), redaktor chorwackiego programu „Latinica”, zapraszając doń Enesa oraz… Radomira Lakicia, jak naprawdę nazywa się ów „Schindler”.
Lakić w czasie wojny był członkiem tzw. Serbskiego Oddziału Policji z Ugljevika ok. 40 km od Brčko. Słysząc o zabójstwach setek uwięzionych Muzułmanów, zdecydowanie się temu sprzeciwiał. Enes i jego towarzysze nie byli jedynymi przez niego uratowanymi, Radomir Lakić zdołał bowiem uchronić od śmierci łącznie ok.70 osób. Podobne jak Lakić zasługi ma niejaki Vinko Lazić - naczelnik policji w Ugljeviku.

Piękna ta historia ma jednak niemiły dość epilog. Wydawałoby się, że czyny takie jak te, powinny wzbudzać przynajmniej szacunek opinii publicznej. Niestety: „…wkrótce po ‘Latinicy’, Radomir i ja zaczęliśmy dostawać pogróżki. (…) [Lakić] był pierwszym, jeśli nie jedynym serbskim żołnierzem, który publicznie, pod swoim nazwiskiem, mówił o masowych zbrodniach na cywilach w Brčko. Niestety (…) sądy nigdy nie wykazały zainteresowania jego świadectwem”.

Niedługo potem Radomir Lakić został aresztowany i oskarżony o handel bronią. Jednak Enes Čelosmanović jest przekonany, iż oskarżenie jest karą za to, że Lakić „za dużo mówił”. „A nawet gdyby się i okazało – twierdzi Enes – że Lakić był powojennym szmuglerem bronią, czy zmienia to pojmowanie jego odważnego czynu - uratowania 70-ciu ludzkich żywotów?”
*


Mostar, 2010

poniedziałek, 14 lutego 2011

Całe życie z wariatami...

Luty miesiącem kolejnej rocznicy. Rocznicy Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Sarajewie ('84). Niniejszym proponujemy krótką podróż sentymentalną i przypominamy (tym, co już na świecie byli) tudzież przedstawiamy (tym, co przyszli na świat już po) uroczystość otwarcia igrzysk. Wcale nieprzypadkowo zestawiamy to wydarzenie z wydarzeniami mającymi miejsce niewiele lat później, przedstawionymi symbolicznie w krzywym, surrealistycznym zwierciadle niezastąpionych Nadrealistów, którym tego roku stuknęło 30 lat od momentu powstania!
(o historii kultowej grupy można poczytać w odcinkach na e-novine, a i o ZIO nie zapomniano:)
*
*
Ech, łza się w oku kręci...
*
*
A tu, co nam zostało z tamtych czasów... Całe życie z wariatami...:)

wtorek, 8 lutego 2011

Nie deptać BeHara!:)

*
Ma Kraków swój Kazimierz, ma Wrocław Dzielnicę Czterech Świątyń, ma i Sarajewo... Park Mniejszości Narodowych!
Jak podał dziś portal radiosarajevo.ba, władze Sarajewa postanowiły oddać szacunek wszystkim 17-stu mniejszościom narodowym zamieszkującym BiH. Dlatego też niewielki obszar w centrum miasta (naprzeciw hotelu Bristol) nosi oficjalnie taką właśnie nazwę.
Nic to, że od wyroku w sprawie Finci-Sejdić, jaki wydał strasburski sąd dwa lata temu, bośniacko-hercegowińskie mniejszości nadal pozbawione są podstawowych praw wyborczych, ważne, iż rzeczone mniejszości zyskały wreszcie swoją przestrzeń gdzie, jak podumowaly e-Novine, "mogą uprawiać jogging":)
My, puentując wiekopomne to wydarzenie, jednocześnie świętując SETNY WPIS na blogu, samowolnie (dość tej dyskryminacji!!:) obdarzyłyśmy stosownym mianem nasz skrawek BiH:)
Jedna z autorek wypatrzyła i sfotografowała odpowiednie miejsce, druga zaprojektowała niezbędną tablicę.
Uprzejmnie prosimy - "Nie deptać BeHara"!:)

niedziela, 6 lutego 2011

Zabić gada póki mały!

Czy pamiętacie Azriję Mahmutović? Tak, to ta pani z awersją do Dziadka Mroza:)
Kilka dni temu decyzją władz Kantonu Sarajewo kontrowersyjna pani Azrija została zwolniona ze stanowiska dyrektora Publicznego Zakładu „Dzieci Sarajewa” (Javna ustanova ‘Djeca Sarajeva’). Minister edukacji kantonu Emir Suljagić tłumaczył, iż decyzja powodowana była „ochroną interesu publicznego”. Cokolwiek to znaczy - wszem i wobec wiadomo, że za rządów byłej już dyrektorki „źle się działo „Dzieciom Sarajeva”; pani Mahmutović w 2008 roku bezprawnie wprowadziła lekcje religii do sarajewskich przedszkoli, przy okazji rozprawiła się z Dziadkiem Mrozem:), a w czasie kampanii wyborczej na budynkach sarajewskich przedszkoli pojawiły się plakaty promujące polityków „jedynie słusznej” boszniackiej partii narodowej SDA; pani Mahmutović jak się podejrzewa „pomniejszyła” również budżet zarządzanej przez siebie instytucji o ponad 4tys. euro.
Rodzice od dawna żądali zwolnienia A.M., co mimo kilkakrotnych prób udało się dopiero przed paroma dniami.
Sama zainteresowana w dniu dymisji przebywała na urlopie za granicą, przy okazji „zapomniawszy” zostawić w kraju klucze do własnego gabinetu, wobec czego nowo mianowana dyrektor Vasva Jajetović musiała tenże forsować w asyście policji.

Nauka religii w szkołach to w BiH, podobnie jak w Polsce, temat zawsze aktualny, a różnorodność kulturowo-religijna oraz powojenne dziedzictwo bh. narodów sprawia, iż kwestia ta w Bośni jest skomplikowana po wielekroć, albowiem wiąże się nieodłącznie z pojęciem, najczęściej źle rozumianego, patriotyzmu.

Tytułem przypomnienia: religia do bh. szkół została wprowadzona jeszcze w 1994 roku. Tak jest do dzisiaj, zarówno w FBiH jak i w Republice Serbskiej, gdzie zgodnie ze składem etnicznym wykłada się głównie religię prawosławną (oczywiście dla dzieci serbskich); teoretycznie istnieje możliwość organizownia lekcji religii zamieszkujących w RS „mniejszości narodowych”, w praktyce prawosławie jest czymś w rodzaju „religii państwowej”.
Jako że w Federacji niemożliwe jest, aby „państwowym” stało się któreś z wyznań –politykę edukacji religijnej w FBiH dyktują poszczególne kantony, dlatego też w niektórych kantonach religia w szkołach jest przedmiotem obowiązkowym, w innych fakultatywnym, a jeszcze w innych uczniowie (rodzice?) wybierają pomiędzy religią a historią religii (kulturą religii), z której to programem (i wprowadzeniem do nauczania) po dziś dzień istnieją spore problemy.
Do tego dochodzą różne warianty oceniania\nieoceniania oraz wliczania\niewliczania oceny z religii do średniej. Jednym słowem „bogactwo różnorodności” pełną gąbą. Niestety niewiele ma to wspólnego z prawdziwym wolnym wyborem…

Według statystyk nawet tam, gdzie przepis daje wybór, na lekcje religii uczęszcza ponad 90% uczniów (nigdzie poniżej 50%). Taki rezultat można jednak interpretować dwojako (a nawet trojako:). Jedni bezrefleksyjnie cieszą się, że tak dobry wynik oznacza, iż miejsce religii jest w szkole, bo statystyki nie kłamią, inni tłumaczą go konformizmem, wygodą i owczym pędem.
Są tacy, którzy twierdzą, że w społeczeństwie tak wieloreligijnym jak w BiH, ludzie zobowiązani są wiedzieć o sobie jak najwięcej, a szkoła jest najlepszym miejscem do zdobycia tej wiedzy; tak rozumiana religia powinna być w szkole przedmiotem obowiązkowym (w sensie poznawczym), jednocześnie fakultatywnym (w sensie doktrynalno-konfesyjnym) (Safet Haliliović, b.min.edukacji); religia wykładana wyłącznie jako doktryna przedstawia religię jako pusty system zakazów i nakazów, co sprawia, że czyni się go podatnym na ideologię i manipulacje przekonuje z kolei fra Mile Babić;
jeszcze inni (choć to mniejszość) – jak wybitny teolog muzułmański Enes Karić zastanawiają się, czy szkoła jest miejscem gdzie dziecko można nauczyć np. rytualnego abdestu, jednym słowem „czy można intymność religijnego obrzędu wyrwać z mektebu i przestrzeni meczetu i przesadzić (…) do szkolnej ławki? (…) koniec końców nie będzie to ani szkoła ani meczet”.

Jak parę lat temu pisał dla „Dani” Ermin Čengić, już w momencie wprowadzania religii do bośniackich szkół (a więc jeszcze w czasie wojny), szkoły stanowiły swego rodzaju centra rekrutacyjne członków wspólnot religijnych, którzy wkraczali w świat religii z nieznajomością obrzędów i praktycznych aspektów swojego wyznania oraz z minimalną wiedzą na temat religii ze swego otoczenia.
Między innymi dlatego już lata temu OHR zalecił BiH wprowadzenie do szkół wspomnianej „kultury religii” dla uczniów wszystkich wyznań.
To oczywiście zmniejszałoby kontrolę wspólnot wyznaniowych nad szkolnymi programami, a tym samym i nad rzędami niewinnych duszyczek… A to rzecz jasna nie wszystkim w smak.

O indoktrynacji i przeróżnych eksperymentach (nie tylko religijnych) jakie praktycznie przeprowadza się na umysłach i duszach bośniacko-hercegowińskich dzieci mówił kilka miesięcy temu Nenad Veličković w bardzo ciekawym wywiadzie dla „Slobodnej Bosni”. Znany także w Polsce pisarz obronił doktorat na temat indoktrynacji bośniackich uczniów szkół średnich i podstawowych, jakiej dokonuje się poprzez nadużycia, manipulacje, selektywny dobór treści, czy wręcz kłamstwa historyczne, tudzież nachalną serbizację\kroatyzację\boszniakizację (zależnie od potrzeb), a wszystko to w szkolnych czytankach, które w zamierzeniu mają, za przeproszeniem, urobić dzieci na dobrych wiernych i patriotów, wyłącznie jednak własnego kolektywu, który się rzecz jasna stawia nad pozostałymi.
Świeżo upieczony doktor nauk, razem ze swymi współpracownikami, prześledził, wyśledził i od czci i wiary odsądził setki manipulacji wykrytych w szkolnych podręcznikach, głównie do nauki literatury i ojczystego języka.
N.V. jest także autorem nowoczesnego podręcznika dla dzieci mającego nauczyć je samodzielnego (nie kolektywngo, pseudopatriotycznego) myślenia; niewykluczone, że taki przydałby się i w Polsce.

„Wszyscy rwą włosy z głowy nad „trzema szkołami pod jednym dachem” – mówi Veličković - a to problem marginalny, w porównaniu z tym, że mamy trzy (…) programy nauczania tak różne, że ktoś, kto chodzi do szkoły w Mostarze, nigdy nie będzie w stanie przenieść się do Trebinja [w RS]. Nasze społeczeństwo uważa, że tak jest, bo przecież rodzice tych dzieci nigdy nie zapragną się przenieść, by szukać tam pracy”. „Ważne jest – twierdzi pisarz - by dzieci nauczyły się rozpoznawać faszyzm już w zarodku. Jak w tym kawale, gdy Muja potrącił pociąg, więc potem, kiedy zapiszczał czajnik Mujo się rzucił na niego. Gdy Fata spytała go, co robi, Mujo powiedział: Zabić gada, póki mały”:)


Na koniec, by edukacyjno-religijny wątek zamknąć, oraz równowagę w bh. przyrodzie zachować jeszcze słów kilka od przezacnego fra Patra Jeleča, jednego z, jak uważam, najodważniejszych osób życia publicznego BiH. Franciszkanin, wykładowca historii i teologii franciszkańskiej w Sarajewie zastanawia się: „Czyż nie jest niepokojące, że przy tylu deklaratywnych wiernych muzułmanach, katolikach i prawosławnych jest u nas wciąż jeszcze tyle nienawiści (…) we wszystkich sferach życia” – to w wywiadzie dla „SB”, zaś niedawno dla e-Novine wyznał: „BiH jest ofiarą polityki obłudy”, przypominając przy okazji niewielką aferę, jaka miała miejsce przed końcem zeszłego roku.

Otóż nie tylko polski Kościół miał kłopoty z Komisją Majątkową. Przed dwoma miesiącami sarajewskim „światem katolickim” i głową tegoż „świata” kardynałem V.Puljiciem wstrząsnęła decyzja Sądu Okręgowego o wysiedleniu tegoż (kardynała) ze swojej siedziby; część budynku, który obecnie zajmuje głowa bh. Kościoła miała zostać zwrócona byłym właścicielom. Na tym nie koniec, bo właścicielem owym okazał się niejaki Fadil Smajović – były funkcjonariusz komunistycznej „Udby” (niesławnego urzędu bezpieczeństwa, dla tych co nie wiedzieli), a jego zadaniem było szpiegowanie przedstawicieli kościoła katolickiego w BiH. Sąd na pocz. listopada zeszłego roku podjął decyzję o zwrocie części majątku mieszkającej w Kanadzie rodzinie nieżyjącego już właściciela.
Budynek po drugiej wojnie światowej nie został znacjonalizowany, a jego byłym mieszkańcom Kościół zapewnił inne mieszkania, jedynie rzeczony towarzysz Smajović odmówił przyjęcia nowego lokum i po ostatniej wojnie wyjechał za granicę.
Decyzja sądu oburzyła mieszkańców šeher Sarajeva, lecz zanim jakakolwiek przeprowadzka doszła do skutku ten zmienił decyzję i kardynał Puljić został tam gdzie był, a rodzina Smajovicia sama odstąpiła od roszczeń w kwestii należnej im części budynku biskupstwa.

Ale o co chodzi? - zapytacie zapewne. Ano, jak zawsze o walkę o „naszych”. Albowiem zanim rzecz przybrała obrót dla kardynała szczęśliwy zdążono już rzecz upolitycznić do granic wytrzymałości, zaś głównym hasłem „oburzonych” stała się stała mantra o zagrożeniu chorwackiego narodu w Sarajewie i BiH.

Jedną z niewielu (a jak się to mówi-w łonie samego bh.Kościoła, chyba jedyną) z osób, która rzecz skomentowała prosto i uczciwie był wyżej wymieniony fra Petar Jeleč, któremu nie straszny ni reis ni biskup; w swoich wypowiedziach dla mediów stwierdził, że już dawno „nie mieliśmy do czynienia z taką manipulacją (…) a w szerzeniu kłamstw na ten temat uczestniczyli także przedstawiciele Kościoła. (…) zamiast spokojnej i rzeczowej argumentacji zdecydowano się na szkodliwe upolitycznienie całej sprawy i przeniesienie jej z prawnego na grunt religijno-nacjonalistyczny” - mówił dla portalu bhmagazin.com. „(…) to oczywiste, że prawo legalizujące odbieranie prywatnego majątku jest niedobre (…); problemem jest to że milczano, kiedy to niesprawiedliwe prawo uderzało w „małych, zwykłych” ludzi (…), a podniosła się nagle wrzawa, bo chodzi o (…) ważnego członka naszej wspólnoty”. „W ogóle nie zaskoczyła mnie [decyzja o pozostawieniu kardynała w siedzibie biskupstwa]; była zupełnie do przewidzenia dla każdego, choć trochę rozumnego człowieka. (…) wszyscy uczestnicy tej sprawy wiedzieli, że kardynał nie straci części swej rezydencji, ale nie przeszkadzało im to w robieniu tego, co robili w tych dniach (…). w tym kraju duchowni są zagrożeni najmniej, i żyją lepiej niż zwyczajni ludzie, a spośród nich [duchownych] jeszcze mniej zagrożone są głowy kościołów. Dlatego trzeba jasno powiedzieć, że metry kwadratowe kardynała nie mają żadnego związku z zagrożeniem Chorwatów w tym kraju”.
Amen.

Puenta: Ciężko Bogu z nami, takimi jacy jesteśmy...
*
srbovanje.com

środa, 12 stycznia 2011

Brega wraca do domu!

Przed paroma dniami w Sarajewie gruchnęła nowina, iż do Bośni wraca syn jej, równie marnotrawny co sławny – Goran Bregović we własnej osobie!:) Wiadomość tę potwierdził oficjalnie magistrat stolicy, a sam bohater wydarzenia spotkał się z burmistrzem Aliją Behmenem, który z radością powitał w ojczyźnie słynnego lidera grupy Bijelo dugme i kompozytora muzyki filmowej.
*
Portal sarajevo-x.com cytuje jednego ze znajomych muzyka, który ponoć „odczuwa nostalgię za Sarajewem”, a więc całkiem możliwe, iż wkrótce będzie można spotkać Bregę na niedzielnym spacerze na Ferhadiji. I to nie samego, albowiem Bregović sprowadza do Sarajewa także swoją rodzinę – żonę i trzy córki, które dotychczas mieszkały w Paryżu. I to, obawiam się, chyba tatuś nie do końca przemyślał…, ale „pażiviom-uvidim”:). Sam Goran obawia się ponoć jedynie reakcji sarajewskiej „ulicy”. I tu się wcale nie dziwię, Sarajlije już pewnie ostrzą sobie języki; pod informacją o powrocie Bregi natychmiast ukazało się ponad 400 komentarzy, a wspomniany portal zapytał w ankiecie, co sarajewianie myślą o pomyśle muzyka. Na wyniki aż boję się patrzeć, śmiem przypuszczać bowiem, iż wylew serdeczności to raczej nie będzie; od swego wyjazdu z Bośni tuż przed wojną Bregović (syn Chorwata i Serbki) nie miał „u siebie” dobrej prasy. Bośniacy długo mieli mu za złe wyznanie, iż bałkańska wojna „to nie jego wojna” (o zwyczajowej bośniackiej zawiści, porównywalnej jedynie z polską, nie wspominając). Cóż nikt nie jest prorokiem… itd. :) Mimo to od paru dobrych lat Bregović nagrywa (głównie wspólnie z innymi muzykami) i koncertuje także w krajach ex-Jugi, najczęściej chyba w Chorwacji, gdzie cieszy się sporą sympatią.
Ale, cokolwiek o nim nie mówić, mam słabość do człowieka…:)


*


Bilet z koncertu Bregovicia w Nowym Sadzie podczas pierwszego powojennego tournee muzyka, z czasów, gdy przeciętnemu Polakowi nic nie mówiło jego nazwisko; a sam koncert - ECH...! :):):)

wtorek, 11 stycznia 2011

„Armaty w krzakach…” i inne Balk-haiku:)

Nowy rok na blogu inaugurujemy podsumowaniem minionego, przypominając „skrzydlate myśli” jakie wyfrunęły z ust polityków ex-Jugi. Nie będę oryginalna i nie odmówię sobie przyjemności zacytowania zwycięzców i niektórych nominowanych w konkursie „Shit of the year” od lat organizowanym przez redaktorów najpierw śp.”Feral Tribune”, a obecnie internetowej gazety e-Novine.
*
Podobnie jak rok temu, także w tym podium opanowali Serbowie (i to nie bośniaccy:). Zawsze wiedziałam, że Serbowie mają niespożyte poczucie humoru, ale jak tak dalej pójdzie, znowu zacznie się mówić o jakiejś serbskiej hegemonii:).
*
Ale do adremu: namberłanem okazał się premier Serbii ujawniający niezykle tajemniczą i znaną tylko sobie strategię mającą szybciej i skuteczniej wprowadzić kraj do Europy. „Decyzja Serbii, by nie uczestniczyć w przyznawaniu wręczenia Nagrody Nobla w Oslo jest taktycznym ruchem mającym na celu wzmocnienie integracji Serbii z Europą”. Tako rzecze Mirko Cvetković, a wy się zastanawiajcie, co autor miał na myśli… (tym bardziej, że dla zmylenia przeciwnika zapewne, po kilku godzinach kierowany dobrem ojczyzny, premier zmienił zdanie i jak wiadomo przedstawiciel Serbii na uroczystości jednak się pojawił);

*
„Złota myśl” zdobywcy drugiego miejsca, nie ukrywam, szczególnie mi przypadła do gustu. Jej autor - Boris Tadić z okazji swej (jakże pokojowej, pamiętnej z przeprosin prezydenta w Vukovarze) wizyty w Chorwacji w ramach relaksu odbył przejażdżkę łodzią z wyspy Krk do Opatiji. Czy to jugo, czy bura czy też romantyczna cisza na Adriatyku natchęła prezydenta (którego kontakty z morzem przed paru laty skutecznie ograniczył Milo Djukanović) do wyznania, iż „morze trzeba zobaczyć z bliska, jeśli już się nad nim jest”:).
Zdaniem tym niebezpiecznie zbliżył się do mistrzostwa, jakie w podobnych zwierzeniach osiągają polscy turyści:) Przykłady?
Miejsce akcji - wyspa Brač: - Czyli jesteśmy na wyspie?
– Tak.
- Acha, i dookoła jest woda?
Miejsce akcji – Medjugorje: - To o której ta Matka Boska się pokazuje?
Miejsce akcji – Moskwa: - Być w Moskwie i nie widzieć Lenina w mauzoleum, to jak być w Rzymie i nie widzieć papieża…
*
Tyle tytułem dygresji, wracamy do meritum, bo oto okazuje się, że mimo wszystko w reklamowaniu uroków swego własnego wybrzeża Chorwaci są niezastąpieni! Poniższe „skrzydlate słowa” nie tylko że zasługują na najwyższe konkursowe laury, ale powinny stać się tegorocznym mottem Chorwackiej Wspólnoty Turystycznej: „Według chorwackiego prawa, mięso nie ma terminu ważności”. Tak, drodzy turyści, obiecuje wam to sam Petar Čobanković - minister rolnictwa Republiki Chorwacji:)

*
Poza pudłem uplasowała się chorwacka premijerka Jadranka Kosor ze swą strategiczną rewelacją: „Nie zwykliśmy robić planów na dłużej niż z 15-dniowym, góra miesięcznym wyprzedzeniem”. Jako że pani Kosor natchnienie nie opuszcza od lat wierzymy, że ten rok należy do niej. Byleby tylko w przypływie dobrego humoru nie zaczęła z duetem Tadić-Cvetković omawiać „problemu bośniackiego”:)…
*

Nawiązując do słów poety, chciałoby się rzec "Ideał sięgnął bruku..."; w tym wypadku mostarskich kocich łbów. Nie obrażając kotów:)
*

Tyle, co się tyczy liderów konkursu. Oczywiście nie można zapomnieć o Be-Ha-iku, którymi błysnęli w tym roku konkurenci z drogiej nam BiH. Wśród blisko 60-ciu nominowanych znalazł się m.in. właściciel dziennika „Dnevni Avaz” i kandydat w wyborach Fahrudin Radončić z wyznaniem: „Zwyciężyć w kraju, którego i oficjalnie co czwarty mieszkaniec żyje w biedzie, nie będzie szczególnie trudne”.

*Trochę dalej za nim wylądował Izetbegović junior stwierdzając: „Myślę, że czas najwyższy i dla kandydatów SDA i dla mnie, by zrobić coś dla tego kraju”.

*Zwycięzcą (i moim „faworytem”) w kategorii filologia został reis Cerić – troskliwy strażnik czystości języka bośniackiego: „Słucham dziennika na FTV i prezenterka mówi:„…u rujnu [chorw. we wrześniu] nasza delegacja odwiedzi Turcję…”. Przyjaciółka pyta: „Co znaczy rujan?” Bracia, żądamy, by w naszej telewizji wprowadzić dwujęzyczność, i bośniacki, i chorwacki. Albo niech nam dadzą naszą bośniacką telewizję, gdzie będzie tylko bośniacki. Po co mamy słuchać języka, którego nie rozumiemy?”.
Bez komentarza. Chorw. Bez komentara. Tłumaczenie dla reisa na bośniacki: „Bez komentara”.

*"Ukradli...":) (Dubrovnik 2010, fot.kaszenka)

I tym radosnym akcentem mogłabym zakończyć, ale nie chcę. Bo to było dopiero trzęsienie ziemi. Na koniec, dla wzmocnienia napięcia (Tesla by się cieszył:) jeszcze parę wątków, których po prostu nie można nie skojarzyć z polskim podwórkiem:
Dla warszawiaków – burmistrz Belgradu D.Djilas: „Rada miasta podjęła historyczną dezycję, na mocy której metro definiuje się jako niezależny system szynowy”.
Dla kibiców - selekcjoner reprezentacji Serbii R. Antić: „Byliśmy w grupie, w której wszystkie reprezentacje grały w piłkę nożną”.
Dla bibliotekarzy, wydawców i pisarzy - Naczelny Czytelnik RS B.Tadić: „Jesteśmy narodem, który kupuje książki, ale nie czytamy dużo. Nie ma na to wyjaśnienia, to prawdopodobnie część tutejszego temperamentu. Czasem cieszy, a czasem boli, że tak jest”.
Dla naszych polityków i dziennikarzy ku przestrodze – b.redaktorka HTV, członkini HDZ wyznaje jak „przez przypadek” wstąpiła do partii, gdy chciała umówić wywiad z Tudjmanem. Ojcec narodu grał w tenisa: „Po tenisie Franjo (…) zaproponował mi wejście do HDZ. Nie nadawałam temu wielkiego znaczenia, powiedziałam OK., myśląc, że nikt jutro nie będzie o tym pamiętał. Tymczasem, już nazajutrz zadzwonił do mnie ktoś z HDZ, nie pamiętam już kto, i przypomniał o mojej danej Tudjmanowi obietnicy. I tak wstąpiłam, niezupełnie świadomie…” :)

*
Teraz już, całkiem świadomie, kończymy (bo na wszystkie słowne bałkańskie krotochwile i tak nie ma tutaj miejsca); gorąco polecamy naukę języków ojczystych bohaterów posta. Gdyby człowiek wcześniej wiedział, że może dostarczyć to tyle radości, zacząłby już w przedszkolu:)

Źródła cytatów: www: e-novine, sarajevo-x.com, net.hr, index.hr, Slobodna Dalmacija, Tanjug, Jutarnji list, Globus;









P.S. A tutaj coś z całkiem innej beczki (choć oczywiście bałkańskiej) http://histmag.org/?id=5027

Mostar 2010, fot.kaszenka;