środa, 16 lutego 2011

Oscar i Schindler

Parę dni temu klikam ci ja na moje ulubione e-Novine, wszechYUgosłowiański portal niezależny w nieustającym kryzysie pieniężnym i czytam, że jedna z amerykańskich organizacji pozarządowych sprezentowała dzielnym redaktorom grant, który zapewnić miał szanownemu portalu środki na bieżące potrzeby, tym samym na przetrwanie (przez czas pewien).
Niestety radość nie trwała długo, bo jak nie urok to…piii, lub przemarsz wojsk. Tym razem, już następnego dnia po ukazaniu się radosnej wieści, po portalu „przemaszerował” słynny zdobywca Oscara rodem z Sarajewa – Emir Nemanja Kusturica. Reżyser wniósł pozew do sądu oskarżając belgradzki portal i jego naczelnego Petara Lukovicia o zniesławienie oraz przyczynienie się do jego „cierpień psychicznych”, jakie wywołał u niego tekst, kilka dni wcześniej opublikowany przez e-Novine.

Artykuł, który pierwotnie ukazał się na równie zacnym portalu www.pescanik.net, traktuje o czarnogórskim kryminaliście Veselinie Vukoticiu. W tekście Kusta wcale nie gra głównej roli, wspomniany jest „jedynie” jako przyjaciel rzeczonego Veselina V., oraz jego (Kusturicy) rola swego rodzaju „łącznika” między tzw. służbami bezpieczeństwa, a ukrywającym się profesjonalnym zabójcą Vukoticiem.
Sam Kusta przyznaje, iż „poznał w życiu największych kryminalistów świata”, lecz to czy i z kim się przyjaźni jest jego prywatną sprawą.

Urażony Nemanja za swą „krzywdę” żąda odszkodowania w wysokości 20.000 Euro!
Wiedząc doskonale, iż parający się z ogromnymi problemami finansowym od początku istnienia portal nie podoła kosztom procesu, a co dopiero ewentualnego odszkodowania.
A nie zdziwiłabym się usłyszawszy o niekorzystnym dla portalu wyroku, albowiem jeden już taki „sukces” Nemanja ma swoim koncie, kiedy to 3 lata temu sąd uznał winnym krytycznego wobec Kusturicy czarnogórskiego dziennikarza (i pisarza) Andreja Nikolaidisa i zasądzając 12.000 Euro odszkodowania na rzecz reżysera z Mokrej Gory.

Dziś w mediach pojawiło się oświadczenie „pokrzywdzonego”, iż rzeczone 20.000 Euro przeznaczy na pomoc dla potrzebujących dzieci. Jednocześnie Niezależne Stowarzyszenie Dziennikarzy Serbii stwierdziło, że w gruncie rzeczy chodzi tu o naciski na wolne media oraz dławienie swobody wypowiedzi.

Trudno się z tą oceną nie zgodzić, albowiem nawet jeśli Kusturica poczuł się dotknięty (do czego ma prawo) i uważa wspomniany artykuł za kłamliwy (do czego ma prawo), jako pierwszych – tak przynajmniej podpowiada logika - powinien podać do sądu autorów artykułu, ew. portal, dla którego został napisany i na jakim się pierwotnie ukazał. Tymczasem pozwane zostały e-Novine, które tekst zaprzyjaźnionego portalu „przedrukowały”, oraz ich naczelny, który nigdy swej antypatii do Emira nie ukrywał.
Do tego, a może – przede wszystkim, z pozwem Kusturica ujawnił się tuż po ukazaniu się na e-Novine informacji o dotacji z USA. Jak słusznie zauważyła jedna z komentatorek, trudno się oprzeć wrażeniu, iż Kusta po prostu czekał na odpowiedni moment, by dopaść znienawidzony portal i, mówiąc kolokwialnie, mu dołożyć.

Do poczytania dostanie coś także sam prezydent Serbii Boris Tadić, do którego dzisiaj Petar Luković skierował gorzki list. We właściwych dla siebie, mocnych słowach Luković pyta prezydenta o stan wolności mediów w jego kraju (w Serbii obowiązuje prawo, na mocy którego można pozwać nie tylko medium, które jakiś sporny tekst zamawia, ale każde, które go publikuje); informuje go także o małym „antyserbskim sabotażu”, jakiego dokonał posyłając informację o sprawie Kusturica contra e-Novine do setek światowych mediów i ambasad.
„…postaramy się, by takiej Serbii narobić wstydu na wszelkie możliwe sposoby” – pisze rozgoryczony Luković.
C.d. niewiątpliwe nastąpi...

***
Dla odmiany teraz coś pozytywnego, jeśli można mówić o pozytywach w scenerii bośniackiej wojny…
Kilka dni temu wpadł mi w oko tekst nie pierwszej już świeżości, bo sprzed kilku miesięcy, który mi jakoś ups! wtedy umknął, więc historię przytaczam teraz, dla kontrastu z wyżej opisaną.

Rzecz miała miejsce w Brčko, w północno-wschodniej Bośni 1992 roku. Jeden z jego mieszkańców Enes Čelosmanović wspomina koszmar, gdy w mieście na dobre rozpoczęły się czystki, a jego muzułmańskich mieszkańców na setki zabierano do obozów i zabijano. Enes z grupą 95 ludzi został umieszczony w sali hali sportowej „Partizan”. „Żołnierze współzawodniczyli w wymyślaniu najobrzydliwszych tortur; (…) zabawiali się dodatkowo grą w ‘rosyjską ruletkę’ więźniami”. Sam Enes twierdził, że przeżył trzy takie „ruletki”.
W jednym z takich dni, gdy większość więźniów już marzyła o śmierci, do hali „weszło trzech serbskich żołnierzy; nigdy ich dotąd nie widziałem. Jeden z nich krzyknął ‘Ci ludzie będą żyć!’. Nastąpiła wielka kłótnia tej trójki z pozostałymi. Słyszałem jednego z nich jak rozkazuje, aby „podstawić autobus”. Po pewnym czasie rzeczywiście podjechał autobus i Enes wraz z innymi 28 osobami pojechał najpierw do Bjeljiny, potem Tuzli i wreszcie do Zagrzebia gdzie mieszka po dziś dzień.

Od tej chwili, jak twierdzi bohater historii, jego największym życzeniem było poznać i podziękować swemu wybawcy – „bośniackiemu Oscarowi Schindlerowi” – jak go nazwał. Jego życzenie po 16-stu latach od opisanych wydarzeń spełnił Denis Latin (uwielbiam!:), redaktor chorwackiego programu „Latinica”, zapraszając doń Enesa oraz… Radomira Lakicia, jak naprawdę nazywa się ów „Schindler”.
Lakić w czasie wojny był członkiem tzw. Serbskiego Oddziału Policji z Ugljevika ok. 40 km od Brčko. Słysząc o zabójstwach setek uwięzionych Muzułmanów, zdecydowanie się temu sprzeciwiał. Enes i jego towarzysze nie byli jedynymi przez niego uratowanymi, Radomir Lakić zdołał bowiem uchronić od śmierci łącznie ok.70 osób. Podobne jak Lakić zasługi ma niejaki Vinko Lazić - naczelnik policji w Ugljeviku.

Piękna ta historia ma jednak niemiły dość epilog. Wydawałoby się, że czyny takie jak te, powinny wzbudzać przynajmniej szacunek opinii publicznej. Niestety: „…wkrótce po ‘Latinicy’, Radomir i ja zaczęliśmy dostawać pogróżki. (…) [Lakić] był pierwszym, jeśli nie jedynym serbskim żołnierzem, który publicznie, pod swoim nazwiskiem, mówił o masowych zbrodniach na cywilach w Brčko. Niestety (…) sądy nigdy nie wykazały zainteresowania jego świadectwem”.

Niedługo potem Radomir Lakić został aresztowany i oskarżony o handel bronią. Jednak Enes Čelosmanović jest przekonany, iż oskarżenie jest karą za to, że Lakić „za dużo mówił”. „A nawet gdyby się i okazało – twierdzi Enes – że Lakić był powojennym szmuglerem bronią, czy zmienia to pojmowanie jego odważnego czynu - uratowania 70-ciu ludzkich żywotów?”
*


Mostar, 2010

Brak komentarzy: